Kilka dni temu dodałem wpis o aplikacji pierwszego wirtualnego sklepu w Polsce, wykorzystującego sztuczne regały z produktami. Dzisiaj miałem okazję przetestować aplikację przejeżdżając metrem przez stację Centrum. Pomysł na promocję sklepu jest świetny, ale czy sama usługa wartościowa dla posiadaczy telefonów z aplikacjami? Wzrastający udział liczby smartfonów na rynku, „innowacyjne” podejście i dodatkowa reklama marki w ruchliwym miejscu – dobry marketing. Na pewno wszystkie media zainteresowały się projektem e-supermarketu, a niektóre nawet dokopały się do azjatyckich wzorców. Tylko czy można porównywać tamtą kulturę technologiczną z naszą mentalnością?

Ławeczki pod ścianą nie ułatwiają dostępu do sztucznego regału z artykułami.

Jaka jest idea tego pomysłu? Otrzymujemy możliwość zrobienia codziennych zakupów w momencie oczekiwania na skład podziemnej kolejki poprzez skanowanie kodów aparatem smartfona. W tym przypadku Metra, ale rozwiązanie można przenieść na przystanek autobusowy, a najlepiej stacje kolejowe, tam będziemy mieli aż nadto czasu na opstrykanie wirtualnych artykułów. Myślę, że z czasem ścianki przeniosą się w zatłoczone miejsca, przejścia podziemne itp. Tak właściwie, to rozwiązanie jest bardziej chwytem marketingowym. Przeglądając opinie na temat e-sklepu zauważyłem dwie grupy. Pierwsza podchodząca z zachwytem – zapewne mniej znająca się na temacie, w końcu można zrobić zakupy kamerką smartfona! Druga część to hejterzy, osoby widzące w pomyśle tylko zło, billboard reklamowy i wady samej apki.

Ja spojrzałem na to też z trochę innej strony. Mamy w końcu temat do rozmów o mobilnych technologiach i przede wszystkim zainteresowanie metodą wykorzystania narzędzia z kieszeni. Ostatnio takie uwagi słyszałem w trakcie zakupów w Biedronce przy testowaniu usługi mobilnych płatności – „jakto? płacić telefonem za zakupy?”. Tak właśnie jest na naszym rynku, jeszcze zdecydowana większość nie wie, że posiada smartfon, więc i ze zdziwieniem spojrzy na płatność aplikacją, czy zakupy przy wykorzystaniu aparatu i ścianki z wirtualnymi produktami. Większość uzna to za innowację, ale fotokody są używane z powodzeniem już od kilku lat. Tylko nikt jeszcze nie wykorzystał tego do promocji internetowych zakupów na większą skalę.

Półka z produktami zaciekawiała przechodniów, tych ze smartfonem i tych bez. Chyba właśnie o to chodziło.

Fotokody nie są innowacyjne, ale sama konkretna usługa tego typu już tak. Przynajmniej dla większości z mieszkańców Warszawy. Sprytna sztuczka na chwytliwą reklamę, to prawda. Ale tak działa marketing. Osoby, które porównują nas do Korei Południowej, za którą jesteśmy w tyle, trochę dziwią (chodzi o uwagę opóźnienia względem pierwowzoru z 2011 roku w Korei Południowej). Przecież dwa lata temu nasze społeczeństwo miało problem ze zrozumieniem smartfonów, nawet teraz z badań wynika, że klienci nie wiedzą do końca co to smartfon. Trochę bez sensu byłoby robić wtedy kampanię, która dziś ma rację bytu. Większość telefonów posiadała wtedy aparaty i programy do skanowania kodów QR, ale boom na aplikacje jest stosunkowo od niedawna, a chodzi też o to, by apka dała możliwość dokończenia zakupów, a nie urwania ich przy ściance.

Co mi się nie podobało? Osobiście wolałbym kody QR, ale te kreskowe bardziej upodobniają do rzeczywistego regału sklepowego. Tutaj od razu uwaga, by kody skanować równolegle do ściany, gdyż inaczej mogą nie zostać odczytane. Mniej doświadczonych użytkowników może to zniechęcić. Developer powinien przy skanerze dodać krótką informację z instrukcją dotyczącą dodawania produktów przez aparat.. Dużo poważniejszą wadą jest brak aplikacji na system Windows Phone. Mobilne okienka to spora grupa osób, pomijanie tylu użytkowników jest moim zdaniem błędem i ignorowaniem klientów. Trochę przeszkadzały też ławki na stacji, ale to już nie tyczy się samego rozwiązania, więc nie chcę tego oceniać.

Kody kreskowe niemal jak w tradycyjnym sklepie. Wolałbym fotokody QR, są łatwiejsze do zeskanowania.

Oceniając wszystko razem, można dojść do wniosku, że usługa bardziej reklamuje zakupy online, niż smartfonowe uzupełnianie koszyka aparatem fotograficznym. Sam fakt wykorzystania wirtualnej ściany produktów to chwytliwy pomysł na większe zainteresowanie mobilną aplikacją, bo to głównie w niej możemy dalej dokonywać zakupów. Wewnątrz apki łatwiej dodawać produkty online, niż wykonywać zdjęcia telefonem, ale na cyfrowy regał można wrzucić promocyjne artykuły i w ten sposób promować dalej wykorzystywanie funkcji kamerki (powinien znaleźć się i tryb offline). Potencjał jest spory, zależy jak wykorzysta go frisco.

Cieszy fakt, że polskie firmy próbują eksperymentować z mobilnymi technologiami, warto zbierać doświadczenie i badać rynek, nawet w kwestiach zainteresowania usługą. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że na razie e-supermarket to głównie bardzo dobra kampania reklamowa, której efektem jest większe zainteresowanie mieszkańców, aniżeli przejście obok billboardu z logo marki. Dodatkowo wykorzystano zainteresowanie mediów, które chwyciło przynętę. Czekam na wykorzystanie pomysłu w oddzielnej placówce z opcją odbioru zamówienia przy kasie. Macie już jakieś doświadczenia z tego typu sklepowymi atrakcjami?