Mój blog to głównie tematyka elektroniki i nowych technologii, ale jestem też fanem kina. Oglądam dużo i często i myślę, że wyrobiłem sobie już gust, ale też obiektywizm pozwalający mi na odpowiednie oceny filmów. Postanowiłem rozpocząć nową serię krótkich artykułów na temat niedawno obejrzanych filmów. Krótkich recenzji, w których nie będę spoilerował i zbytnio zanudzał. Oczywiście w większości będą to wybrane tytułu, które ja osobiście mógłbym polecić. Nie tylko nowości, choć zapewne w większości. Postaram się podawać Wam ciekawe propozycje, dodając własne zdanie o filmie. Innymi słowy: polecać i ewentualnie przygotowywać na seans. Nie wszystko, co obejrzę, będę recenzował. Tylko wybrane pozycje, które mogą zaciekawić lub są w danym czasie w trendach.

Good Boys – znów ten Jacob Trembley!

Good Boys film
foto: uphe.com

Na pierwszy film mojej nowej serii wybrałem „Good Boys” – w Polsce dystrybuowany jako „Grzeczni chłopcy”. Produkcję w klimatach ,,Sausage Party”, czy „Supersamca”, a więc odważnych i kontrowersyjnych „dzieł”. Zerkając w obsadę, a szczególnie główną rolę, miałem mieszane uczucia. Na bohatera wybrano Jacoba Trembleya znanego z kina familijnego. Dysonans tym większy, że kojarzyłem go z roli uroczych chłopców (dzieciaków) w kilku lekkich, rodzinnych historiach. Trochę kłóciło się to z warsztatem wulgarnego podejścia dwóch wyżej wymienionych filmów. Przyznam, że wziąłem się za oglądanie filmu nieco z czystej ciekawości. Zastanawiałem się, jak udało się połączyć postać młodziutkiego aktora z poruszanym tematem buntu, dorastania i poznawania świata. Nie może być przecież wulgarnie!

Historia o dorastaniu w jeden dzień

To film o nastolatkach, ale przeznaczony dla dorosłego widza. Bez ograniczeń wiekowych, ale z myślą o ludziach już w kolejnych fazach życiowych. Od razu ostrzegę – jest wulgarnie, a momentami nawet lekko obscenicznie, ale w granicach „przyzwoitości”. Autorzy musieli przecież przekazać klimat dorastania, a ten kojarzy się z pierwszymi przekleństwami, z presją otoczenia, konformizmem i młodzieńczą głupotą. W filmie poruszono prawie każdy moment pierwszego kontaktu z typowymi dla nastolatków sprawami (niektóre w krótkich gagach). Generalnie podróż przez klasyczne dorastanie.

Na czym polega wulgarność przekazu? Na niemal ciągłym obcowaniu dzieciaków z nieznaną dla nich dorosłością. Trochę przesadzoną i wyolbrzymioną na potrzeby ogólnego przekazu, ale w zasadzie bardzo (niestety?) prawdziwą. Trójka kumpli „grochowego gangu” odkrywa świat dorosłych, starając się udawać część z ich zachowań. Bluzgi z ich ust brzmią jednak niewinnie, bo dzieciaki nie zdają sobie jeszcze nawet sprawy z wydźwięku poszczególnych fraz. Dopasowują się, grają, kombinują i starają się wkupić w grono bardziej lubianych. Klasyka próby przejścia z „gówniaka” do „starszaka”. Widzowie podczas seansu szybko orientują się, że nie są to przekleństwa wypowiadane z powodu braku wychowania, a naiwności i udawania. Niech pierwszy rzuci kamienie, kto w tym wieku nie eksperymentował z językiem 😉

Good Boys – wszystko przez całowanie

Cała historyjka kręci się wokół pierwszego całowania. Max, Lucas i Thor mają dotrzeć na swoją pierwszą „poważniejszą” imprezę, gdzie będzie gra w butelkę. Oczywiście na domówce ma być podobająca się głównemu bohaterowi Brixlee (chyba ze wzajemnością). To determinuje całe trio do pokonania przeciwności losu, które napotykają ich w niezwykle zmasowanym zbiegu niesprzyjających okoliczności. Wszystkie są dla nich prawdziwymi wyzwaniami, przypominając egzaminy z życia. Kolejne przeszkody są coraz trudniejsze, a mam wrażenie, że czasem ciężkie do rozwiązania nawet wśród dorosłych, a co dopiero przez 12-latków. Wszystko z przymrużeniem oka, humorem i urokiem, gdyż każdy z chłopaków jest na swój indywidualny sposób porządnym dzieciakiem, chcącym wejść na wyższy poziom dorosłości. Sam tytuł jest zresztą trochę grą słów.

„Jesteśmy piątoklasistami, czy szóstoklasistami?!” – różnica roku w tym wieku to przepaść dla dzieciaków. Kolejne lata dorastania stają się dla nastolaktów nagłymi, życiowymi skokami.

Dzieciaki zdają egzamin „dojrzałości” po swojemu (bez spoilerów w jaki sposób). Udaje im się wybrnąć z problemów na tzw. farcie, choć w większości chyba z braku powagi świata dorosłych do małolatów. Sposób przekazu historii filmu podzieli widzów. Jedni wezmą go zbyt na poważnie, inni od razu wyczują ironię i konieczność ukazania tego w takim, a nie innym świetle. Jak na poruszaną tematykę i tak wszystko wydaje się przedstawione w adekwatny sposób. To przecież próba połączenia pokoleń przed ekranem, konfrontacją dwóch światów po drugiej jego stronie. Raczej prosty, zabawny seans z masą sprośnych żarcików, tekstów i scen. Całość uporządkowana w sensownym, może trochę banalnym scenariuszu. Czuć w całość udział Setha Rogena (choć tu był akurat producentem). W opowieści nie zabraknie też kłótni trzech różnych osobowości (o ile w tym wieku można używać tego określenia), która powoduje zwroty akcji.

Good Boys – podsumowanie

Na koniec moja subiektywan ocena. Film oglądałem bez żadnych oczekiwań. Nie oglądałem nawet zwiastuna, więc nie wiedziałem do końca czego się spodziewać. Trafiłem na film nieco przypadkiem, znając ogólny zarys problematyki. Skończyło się całkiem udanie spędzonym wieczorem. Przypominam, że to film raczej dla dorosłych, czym zresztą informuje kategoria „R”. Poruszane są tu tematy tabu, wykorzystano popularną ostatnio modę na dziecięcą obsadę i humor o bardzo specyficznym formacie. Jedni się zachwycą, inni skrytykują używając chyba zbyt mocnych ocen, a to przecież życie zmieszczone w półtoragodzinnym filmie. Do czego bym porównał Good Boys?  To taki „Superbad”, ale w niższych klasach (szkoła podstawowa), czyli w naprawdę pierwszym kontakcie dzieciaków z dorosłością. W Grzecznych chłopcach widza naprawdę ciekawi, o co mały gang robi przez cały film tyle hałasu i jak ta przygoda faktycznie się zakończy. Kończy się dosyć banalnie, ale najważniejsze, że pozytywnie. Moja ocena: 7+/10.

Następny w kolejce: „Irlandzyk” Martina Scorsese!