Mój blog to głównie tematyka elektroniki i nowych technologii, ale jestem też fanem kina. Oglądam dużo i często i myślę, że wyrobiłem sobie już gust, ale też obiektywizm pozwalający mi na odpowiednie oceny filmów. Postanowiłem rozpocząć nową serię krótkich artykułów na temat niedawno obejrzanych filmów. Krótkich recenzji, w których nie będę spoilerował i zbytnio zanudzał. Oczywiście w większości będą to wybrane tytułu, które ja osobiście mógłbym polecić. Nie tylko nowości, choć zapewne w większości. Postaram się podawać Wam ciekawe propozycje, dodając własne zdanie o filmie. Innymi słowy: polecać i ewentualnie przygotowywać na seans. Nie wszystko, co obejrzę, będę recenzował. Tylko wybrane pozycje, które mogą zaciekawić lub są w danym czasie w trendach.

Doktor Sen
Doktor Sen – foto: doctorsleepmovie.net

Doktor sen – kontynuacja Lśnienia

„Lśnienie” Stephena Kinga czytałem dawno temu. Później obejrzałem też ekranizację Stanleya Kubricka, w której główną rolę zagrał Jack Nicholson. Dzisiaj pozycje te uchodzą prawie za kultowe. Zarówno książka, jak i film to w zasadzie jedne z najważniejszych pozycji horroru. Chyba tylko fani Kinga odnotowali kontynuację klasyka z 1977 rok, której premiera odbyła się dopiero w 2013 roku. Król horroru stworzył dalsze losy Danny’ego kilka dekad po Lśnieniu i obsadził je w podobnej perspektywie czasu, a więc już w dorosłym życiu syna pisarza opętanego przez duchy Panoramy. Hotel w Kolorado powrócił i tym razem, by ponownie odegrać rolę w dreszczowcu. Nie chcę jednak zdradzać, jaką.

Choć książkę i film (1980 rok) uważam za udane i wciągające, nie ciągnęło mnie do natychmiastowego sprawdzenia produkcji Mike’a Flanagana. Chyba z uwagi na wieczne rozczarowania kolejnymi hollywoodzkimi sequelami. Dziś wiem, że zrobiłem błąd. Doktor sen okazał się lepszy, niż przewidywałem. Nie jestem jakimś wielkim miłośnikiem horrorów, ale co pewien czas lubię włączyć coś i z tej kategorii. Obejrzałem kontynuację Lśnienia właściwie z jednego powodu – bo to kontynuacja Lśnienia 😉 Nie czytałem książki (nawet nie wiedziałem o jej istnieniu). Jako, że teraz czas zajmują mi książki o tematyce kosmicznej, rzadko chwytam za typowe powieści. Zwiastun Doktora snu (dobrze odmieniam?) przyciągnął nawiązaniami do Lśnienia, których zresztą nie brakuje i w nowej adaptacji.

Ciekawostka: kim był Tony i Dick Halloran, co oznaczały numery poszczególnych pokojów Panoramy, co tak naprawdę opętało ojca Danny’ego? Żeby to zrozumieć warto obejrzeć/przeczytać „Lśnienie”. Dodam jeszcze, że finał Doktora Sen został przedstawiony w adaptacji filmowej inaczej, więc tu też śmiało możemy sięgnąć po książkę.

Dan Torrance i jego tłumione lśnienie

Wypada przypomnieć, czego dotyczy w ogóle historia obejmująca oba tytuły. Postaram się zrobić to tak, by nie zepsuć lektury lub seansu żadnego z obu wymienionych. W generalnym skrócie: Dan Torrance to postać obdarzona „lśnieniem”. Tak tłumaczone są zdolności jasnowidzenia oraz nadprzyrodzonymi zdolnościami do komunikacji z duchami lub innymi jaśniejącymi w podobny sposób ludźmi. Doktor Sen to przydomek Dana, ale już wiele lat po wydarzeniach z Lśnienia. Swoje zdolności bohater zaczął wykorzystywać do żegnania umierających osób, łagodząc ich odejście. W ten sposób grany przez Ewana McGregrora Danny walczy z uzależnieniem od alkoholu – nawiązując tym samym do obłędów ojca z czasów Panoramy. Wszystko dzieje się w malutkim miasteczku, z dala od koszmarnych dla dorosłego już mężczyzny miejsc.

New Hampshire miało uwolnić Dana, a stało się miejscem próby dla jego tłumionych możliwości. Doktor Sen nawiązuje do początków, ale spokojnie jest do obejrzenia niezależnie. Tworzy nową fabułę, a więc i nowe postacie. Danny’ego odkrywa Abra – dziewczynka o równie spektakularnym lśnieniu, jak nie większym. Oczywiście jest też nowy wróg. Organizacja „Prawdziwy Węzeł” – niemalże nieśmiertelnych istot, polujących na lśniących. Żywiących się ich strachem. Wystarczająco strasznie? Może nic oryginalnego, ale trzeba przyznać, że Stephen King pomysłowo wykorzystał potencjał wymyślonego dawno temu lśnienia. Od razu warte odnotowania jest, że adaptacja wprowadziła kilka modyfikacji, na które jednak King wyraził swoją akceptację. Ich autoryzacja ma swoje plusy – może przyciągnąć do przeczytania oryginalnego „scenariusza” w książce „Doctor Sleep”.

Ciekawostka: niebawem pojawi się reżyserska wersja filmu Doktor Sen. Trwająca 180 minut edycja oprócz dodatkowych minut ma posiadać też trochę materiałów ekstra. Będą one dostępne w streamingu, ale też na Bluray/UHD.

 


Doktor Sen – podsumowanie

Danny unikał swoich zdolności i do tego samego namawiał Abrę. Dziewczynka odkryła go przez lśnienie i liczyła na pomoc w walce z „Prawdziwym Węzłem”. Główny bohater zbyt długo unikał konfrontacji, a wróg rósł w siłę. Nie czytałem oryginału, więc trudno jest mi odnieść się do zmian w fabule. Udało mi się dotrzeć jedynie do różnych ciekawostek związanych z poprawkami filmowymi, m.in. zastąpieniem niebieskookiej blondynki czarnoskórą bohaterką (to współczesne trendy urozmaicania postaci w kinowych produkcjach) – dla fabuły nie ma to jednak większej różnicy. Film trwa dwie i pół godziny, ale akcja jest wartka prawie cały czas. Nie mogła być zbyt szybka, bo miała stopniowo wzmacniać grozę. Naturalnie z finalnym bossem na samym końcu.

Mamy tu do czynienia z prostym horrorem, obudowanym sprytnymi nawiązaniami do oryginału (jak choćby „wycieczki” po korytarzach Panoramy śladami „Lśnienia”). Idealna pozycja na piątkowy wieczór, gdy szukamy lżejszego horroru bez lejącej się krwi i żarłocznych zombiaków. Zabrakło mi trochę dreszczyku emocji, ale podobał mi się motyw bijącego serca w tle. Może trochę banalny, ale pasował. W Doktorze Sen nie mogło zabraknąć też retrospekcji. Umożliwiły zrozumienie nawiązań do młodości Dana. Pozostawiono w nich jednak pewne niejasności, które odkryjemy dopiero po obejrzeniu filmu z 1980 roku. Nie silono się tu na odmładzanie Jacka Nicholsona i Shelley Duvall. W ich rolę wcielili się aktorzy o podobnych cechach. Podobnie zresztą było z Dannym. Jak to wszystko wyszło razem wcięte? Zaskakująco dobrze. To potwierdza tylko, że lepiej być miło zaskoczonym, nie oczekując fajerwerków, niż niepotrzebnie się napalać i być rozczarowanym. Ja dawno nie oglądałem horroru (kilka miesięcy temu widziałem „Gęsią skórkę 2”), więc mogłem finalnie ocenić film trochę mniej surowiej. Nie zrozumiałem tylko zakończenia, ale może to otwarta furtka do kontynuacji? Jaki związek ma Abra z gnijącą staruszką? Może warto po prostu sięgnąć po książkę? King umie w horrory! Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że adaptacja Flanagana chciała jak najmocniej nawiązać do Kubricka, ale to chyba dobrze, bo tam naprawdę był klimat. Moja ocena: 7-.