Inteligentnych szczoteczek coraz więcej, więc dlaczego piszę o kolejnej? Powody mogą być bardzo proste. Albo kolejny gadżet zyskuje coś nowego albo bije konkurentów ceną. W przypadku Playbrush chodzi o to drugie. „Zabawka” trafiła wcześniej na Kickstartera, a teraz zbliża się do masowego sprzedaży. Grupą docelową są dzieciaki, czyli te osobniki, które unikają szczotkowania zębów, bo po prostu nie jest to dla nich żadna przyjemność.
Nowoczesne technologie powoli odmieniają takie podejście poprzez przemianę wroga w przyjaciela, czyli szczoteczki w kontroler do gier. Kiedyś myślano, że elektroniczna wersja to koniec zmartwień. Dzieci nie muszą męczyć ręki i po problemie. Okazało się, że to nie wystarcza. Śmiem nawet twierdzić, że i aplikacje z gamifikacją rozwiązania mogą się kiedyś znudzić. Ważne, by gierki były stale nowe, a wdrożenie rankingu działało mobilizująco.
Tak działają inteligentne szczoteczki z czujnikami, których odczyty są przekazywane do smartfona. Dzieciom dodano zabawy, dzięki czemu cały proces jest o wiele przyjemniejszy i dobrze się skojarzy. Zyski są oczywiste. Dzieci chętniej myją zęby, więc te będą zdrowsze. Przez gry udaje się dotrzeć do najdalszych zakamarków jamy ustnej, co daje większą pewność dokładności.
Rutyna staje się zabawą. Model został wykierowany w dzieciaki między 5 a 10 rokiem życia. W aplikacji na smartfon z iOS lub Androidem, który można umieścić na szybie w wygodnym uchwycie (także na same szczoteczki) znajdą się wyzwania, rywalizacja i osiąganie celów, np. zachowania odpowiedniego poziomu przez jak najwięcej dni z rzędu. Autorzy planują rozwijać gry i zabawy na smartfony i to ma utrzymać zaciekawienie przez kolejne tygodnie.
Na koniec wspomniana na początku niska cena. 50 euro za taki gadżet to naprawdę mało (przykładowo Kolibree kosztuje 150 dolców). Jeszcze teraz w tej cenie można nabyć komplet z uchwytem, potem będzie 10 euro droższy. Taki „kontroler do gier” ma być dostępny już 15 grudnia.
