Przedstawiałem już kilka wearables, których zadaniem było badanie fal mózgowych, a nawet ich stymulacja do poprawy skupienia oraz/lub uspokajania umysłu. Większość wyrobów tego typu skupiała się stresie, medytacji, ewentualnie udoskonalaniu zen. Flow to kolejny wynalazek wykorzystujący Transcranial direct current stimulation (tDCS), ale do walki z depresją. Niemal te same techniki, ale wykorzystywane do nieco innego zadania.

Flow Neroscience

Szwedzki startup chcę w 2019 roku dać ludziom szansę na zastosowanie terapii pomagającej obniżyć stany depresyjne. Ubieranyna głowę gadżet ma posiadać medyczne certyfikaty i oferować konkretne efekty w walce z dołkami, marazmem, beznadziejnością i rezygnacją. Sam system obserwacji przypomina to, co oferował już m.in. Thync. Metoda stosowana jest już kilka lat, a wyrobów ją wykorzystujących przybywa. Tym razem ktoś postanowił stworzyć algorytmy oraz narzędzia do wyspecjalizowanych zadań. Flow Neuroscience wierzy, że przygotował efektywne techniki stymulacji umysłu z przystępnym cenowo progiem cenowym.

Czy Sztuczna Inteligencja w aplikacji zastąpi terapeutę? Depresja to poważna sprawa. Prawie wszyscy doświadczają jej skutki, ale dla jednych są one mniej odczuwalne, a dla innych wręcz śmiertelne. Spotykają nas w życiu różne sytuacje i nie ze wszystkim jesteśmy sobie w stanie poradzić. Flow nie zastąpi moim zdaniem pomocy specjalisty, ale może redukować poziom przygnębienia. Podobno już po 6 tygodniach regularnych sesji. Program na smartfony oraz moduł na głowę mają śledzić postępy, badać stan organizmu, a także pomagać przejść programy ze specjalnymi ćwiczeniami. Zadania i przewodniki mają oferować wskazówki dotyczące żywienia, wypoczynku, ale też i medytacji.

30 minut dziennie przez sześć tygodni i 18 sesji ma zagwarantować efekt podobny do antydepresyjnych leków. Innymi słowy, zamiast łykać chemię możemy spróbować pracy z gadżetem stworzonym do walki z depresją. Skuteczność ciężko ocenić, bo tDSC działa w różny sposób na różne głowy, jednakowoż wyniki badań oraz statystyki potwierdzają efektywność stymulacji elektrycznej konkretnych obszarów mózgu. Trwa mnóstwo badań i w większości widać pozytywne wyniki. Od przyspieszenia powrotu do lepszego samopoczucia po udarach, aż po lepsze wchłanianie wiedzy podczas nauki. Dlaczego nie miałoby to zadziałać wobec lęków? A może gadżet wellness działa po prostu jak efekt placebo? Może en efekt współdziała z pobudzaniem konkretnej części naszej głowy?

Producent wymaga, by „opaska” z elektrodami była odpowiednio umieszczona na głowie. Pomóc ma w tym specjalne narzędzie AR (Augmented Reality) do poprawnego obsadzenia stymulatorów przez kamerkę smartfona. Dalej trzeba się już tylko stosować do instrukcji na ekranie, być regularnym i dążyć do celu. Prawie 500 dolarów za inteligentnego terapeutę to dużo, ale wyobraźmy sobie wycenę zajęć z profesjonalistą. Nie twierdzę, żeby z niego rezygnować, ale może uda się wzmocnić dzięki temu efekty? Stan mentalny wpływa na nasze zdrowie, więc trzeba próbować wszystkiego. Niestety nie każdego stać na takie zabawki, a przecież już wysoki koszt jest jednym z powodów dołowania się. To paradoks…

źródło