Przeglądam dziś internetową, zagraniczną prasę, trafiam na artykuł Guardiana: „Korea Północna zezwala zagranicznym turystom na wjazd z własnym telefonem„. Czyżby jakieś zmiany?

Ostatnio Koreę z północy odwiedził CEO Google, Eric Schmidt.  W Phenianie (Pjongjang) musiał zostawić swój telefon komórkowy by udać się w dalszą podróż. Przez lata w tym kraju turyści i odwiedzający musieli na granicy zostawiać swoje telefony i pozostawali bez kontaktu ze światem zewnętrznym (przynajmniej ze swojego urządzenia).

Jak widać, Korea postanowiła trochę odpuścić i zmniejsza restrykcje dotyczące tej kwestii. Co prawda nadal nie wolno kontaktować się z lokalnymi numerami, ale to zawsze jakiś krok do przodu. Zagraniczni przyjezdni mają możliwość wjazdu do kraju z wybranymi modelami telefonów, ale muszą wypożyczyć lub kupić do nich kartę sim tamtejszej sieci Koryolink (jedynego oficjalnego dostawcy usług 3G). Mając taką kartę, mogą do woli łączyć się z większością numerów zagranicznych (zapewne kontrolowanych), zagranicznych ambasad czy międzynarodowych hoteli w stolicy Korei.  Sieć została zbudowana 4 lata temu przez egipską firmę telekomunikacyjną Orascom. Koryolink to spółka typu 'joint venture’ wspomnianego egipskiego dostawcy telekomunikacyjnego z krajową telekomunikacją Korei Północnej.

Lokalne numery korzystają z oddzielnej sieci, więc połączenia z mieszkańcami kraju nie są możliwe. Nie dostaniemy też możliwości połączenia z Internetem i oczywiście Koreą Południową. Sieć 3G, którą pokryty jest kraj umożliwia, co prawda, wejście do lokalnej sieci mieszkańcom, ale już do globalnego Internetu, rzecz jasna, nie.

Karta sim kosztuje tam ok. 67 dolarów.

Trzeba zwrócić uwagę, że to zawsze jakiś gest dobrej woli, biorąc pod uwagę, że podczas studniowej żałoby po śmierci przywódcy kraju, używanie komórki było traktowane jak zbrodnia wojenna i surowo karane.