Nie zawsze jest czas i możliwość przetestowania gadżetu w pełni, więc postanowiłem, że co pewien czas będę wrzucał krótkie testy tego co mi wpadnie w ręce. Akurat przypadkiem trafiłem na wystawionego dla klientów Samsunga Galaxy Note Edge, a że bardzo ciekawił mnie jego charakterystyczny element, czyli zakrzywiony wzdłuż krawędzi ekran. Sam byłem zaintrygowany możliwościami takiej opcji. Głównie z dwóch powodów: czy wprowadzanie takich nowinek jest sensowne/praktyczne oraz czy są to pierwsze kroki do wrzucania ich do kolejnych generacji modeli. Chodzą plotki, że topowy Galaxy S6 ma być pierwszych smartfonem o zakrzywionych krawędziach po obu stronach telefonu, więc warto przyjrzeć się co koreański gigant proponuje. Nazwa nie jest oryginalna i właśnie o to chodziło – ma od razu mówić z czym mamy do czynienia (o ile znamy angielgki – Edge to krawędź).

Pierwsze pytanie jakie nasuwało się, gdy Samsung pokazywał swój nietypowy model, było jedno: po co?! Pokaz możliwości? Próba wyprzedzenia konkurencji? Przyciąganie gadżeciarzy? Wariant Edge można kupić, więc nie jest to wyłącznie demonstracja technologii jakimi dysponuje producent. Już od kilku lat na największych branżowych targach są pokazywane zagięte panele, a ja za każdym razem denerwuję się tylko, że znów otrzymujemy kolejne wieści na temat próbek tego co zobaczymy pewnie za następnych parę lat albo jeszcze dłużej. Już samo zagięcie krawędzi lub ekranik inteligentnego zegarka (Galaxy Gear S) mnie ucieszyło. Nie jest to wiele i nie tego jeszcze oczekujemy (zresztą czego w ogóle oczekiwać?), ale wreszcie coś się dzieje.

Moje pierwsze wrażenie? Mam kontakt z najnowszą próbką technologii jaka dostępna jest na rynku. To sprawia, że bajery mogą przysłonić obiektywną ocenę. Człowiek się zastanawia, czy w ogóle tak oryginalny konstrukcyjnie sprzęt jest mu potrzebny. Tylko czy nie kupujemy innych smartfonów (wybieramy pośród innych) z uwagi na mało praktyczne bzdety? W żadnych przypadku nie usprawiedliwiam Edge’a, bo dla mnie krok Samsunga jest w porządku. Inaczej byłoby, gdyby powstał Note Edge, czyli Note czwartej generacji, a wiemy przecież, że pojawił się Galaxy Note 4, a dopiero obok niego coś alternatywnego.

Edge jest unikatowy, ale nie stoi w żadnej gablotce z szkłem. Samsung chce, by klienci poczuli czym jest dotyk zagiętego ekranu. Przyznaję, że kontakt z ekranem jest przyjemny. Działa płynnie i reaguje na każde dotknięcie – tak samo jak w każdej innej części ekranu. Samo zaokrąglenie szkiełka jest bardzo przyjemne i już wyobrażam sobie smartfony z pełni zakrzywionymi krawędziami – będzie wygodnie, bo opływowo. Pytanie tylko, czy nie będzie przypadkowych kontaktów i jak sprzęt wytrzyma uderzenia (nawet te lekkie). Obecnie ramki smartfonów/tabletów są wzmacniane, więc szkło będzie musiało być wytrzymałe, także na zarysowania. W Edge nie ma jeszcze tych problemów, bo zaokrąglenie jest połowiczne – kończy się wzmocnioną krawędzią.

Jest trochę szerszy od Note’a 4. To phablet z rysikiem, więc wciąż przeznaczony głównie do obsługi pałeczką, ale nie krawędzi. Wyświetlacz jest szerszy, ale wyłącznie dlatego, że dostajemy nową sekcję na materiały. Chodzi oczywiście o ten boczny pasek. W mocnym oświetleniu odbija się od niego trochę światła (jak w smart watchu Gear S). Zmienia się sposób trzymania phabletu. Już nie obejmiemy go palcami z obu stron. Nie jest to proste przy pierwszych chwilach z Edgem, ale pewnie do opanowania w dłuższym czasie.  Utrzymywanie przypomina nieco balansowanie gadżetem, by nie wypadł nam z dłoni. Chodzi o sytuację z aktywnym wyświetlaczem. Miałem nawet chęć szybkiego przejścia do trzymania go w opcji horyzontalnej.

Software jak w Galaxy Round?

Pierwsze co nasunęło mi się patrząc na zakrzywiony ekran, to wcześniejszy model Galaxy Round. Był jednym z pierwszych (obok LG Flex), który proponował zaokrąglony panel. Nawiązałem do nich, bo nie rozumiałem wtedy zbytnio tych smartfonów – bujały się, tyle. Naprawdę potrzebnych funkcji w nich nie znajdowałem, a przekonywanie do patrzenia w idealnie zakrzywiony panel mnie nie przekonywało. W większości funkcje wykorzystujące nietypowy element tych urządzeń były robione na siłę. Wtedy miałem wrażenie, że to wyłącznie próbka możliwości producentów. Teraz jest nieco inaczej, bo i krawędź ma więcej do zaproponowania niż Galaxy Round. Nadal nie czułem konieczności posiadania takich opcji, ale jest ich więcej niż w przypadku Rounda. Samsung mógł przygotować więcej w softwarze.

To, że nie ma teraz wielu opcji, nie znaczy, że nie będzie ich więcej. Widzę tutaj potencjał, a ten zależy już wyłącznie od developerów i producenta. Samsung przygotował trochę próbek. W tablecie Samsunga mam podręczny, wysuwany schowek z najczęściej używanymi aplikacjami i tak można też wykorzystać zakrzywioną krawędź Edge’a. Nie to było jednak głównym celem oferty. Pasek przypomina nieco pole do widgetów. Dzięki temu oszczędzamy nieco przestrzeni na ekranie. Znów nieco na siłę, ale oceniam to perspektywicznie, czyli patrząc już na kolejne generacje urządzeń. „Widgetów”, czyli pasków trochę jest. Jedne są bardziej, inne mniej praktyczne. Jest nawet linijka! Wszystko sprawdzałem na stoisku Samsunga, więc nie miałem zbyt dużo czasu na zabawę.

Podobała mi się opcja z bocznym zegarem. Night Clock można wykorzystać jako zegar pokazujący aktualny czas bez podnoszenia telefonu np. w nocy, gdy odruchowo sprawdzamy godzinę. Tylko on świeci (diody zamiast pikseli w panelu Super AMOLED mogą świecić pojedynczo). Nie jest to funkcja, dla której kupuje się gadżet, ale świetnie pokazuje wykorzystanie hardware’wych możliwości. Projekt jest otwarty dla developerów, więc pomysły są zależne od popularności zakrzywień (na razie jest w praktyce niemal zerowa). Na pewno jest to dobre miejsce na różne skróty, wiadomości tekstowe, powiadomienia i tym podobne. A to przyciski do aparatu, a to panel ustawień itd. Samsung nazywa pasek określeniem DIY, czyli modelem do personalizacji, gdzie możemy pobawić się w jego dostosowanie.

Do czego poprowadzi Galaxy Edge?

Samsung uważa, że smartfony zaczynają nam się nudzi. Przynajmniej tak wynika z nowatorskich prób na przykładzie Edge’a. To z pewnością rodzaj rynkowego  testu. Niby można go kupić, ale nie będzie jeszcze chyba specjalnie promowany. Przynajmniej do czasu wprowadzenia zakrzywionych cech do któregoś z topowych modeli w kolejnej generacji (wspomniałem już o plotkach na temat Galaxy S6). Wprawne oko zauważy jedną z bardziej rzucających się wad wariantu Edge. Układ przeznaczony jest niemal wyłącznie dla użytkowników praworęcznych… To i tak sprzęt bardziej pokazowy. Stąd Samsung nie zaprzątał sobie tym w ogóle głowy.

A co jeśli uda się w końcu zaokrąglić obie „krawędzie”? Dwa boki o opływowych, zakrzywionych wyświetlaczach, to już większe pole manewru. Można przecież zablokować reakcje ekranu na kontakt z dłonią (jak przy rysikach, gdzie ekrany nie reagują na opartą rękę), a wtedy łatwiej wprowadzić nowe gesty, nowe schowki na skróty, przesuwanie ekranu, a i dla leżącego smartfona znajdzie się coś pomysłowego (nie trzeba przecież podnosić urządzenia, bo treści widać na boku). Warunek jest jeden. Walka na odchudzanie smartfonów będzie musiała się zatrzymać. Chcemy przecież coś na tych bokach widzieć. Edge ma nieco ponad 8 mm. Nowy ekran to też nowe akcesoria. Samsung posiada sporo wariantów z okienkami. Tutaj nie będą potrzebne żadne otwory w okładce, bo wystająca krawędź spokojnie pokaże najpotrzebniejsze powiadomienia.

Do promocji zakrzywionych urządzeń potrzeba poważnej kampanii reklamowej i naprawdę użytecznych (albo chociaż pomysłowych marketingowo) funkcji. Widzę sporo takich elementów, więc nie powinno być tutaj problemów. Lepiej jednak tego nie robić na siłę, bo efekt może być odwrotny. Samsung zbyt szybko wprowadza różne warianty i oferta jest zbyt bogata. Mówię o normalnej ofercie. Nowości wyglądają trochę tak, jakby koreański producent bał się, że ktoś go wyprzedzi w pewnych rozwiązaniach i potem wygląda jak kopiujący wszystko moloch (weźmy na przykład czytnik linii papilarnych). Zwykle mnie to martwi, ale w przypadku Edge’a jestem zadowolony, bo rynek chyba nigdy nie ruszy w tym kierunki, jeśli ktoś w końcu nie zacznie naciskać.

Edge jest niszowy, więc i drogi. Droższy od i tak nietaniego Note’a 4. To gadżetowy projekt mający badać opinie, a ja, mimo krótkiego przebywania na sklepowej wystawie, spędziłem z nim przyjemny czas. Więcej o smartfonie można napisać dopiero po dłuższych obcowaniu, ale sporo można poczuć przez kilkanaście minut. Jeśli kupicie taki wynalazek, otoczenie będzie widziało w was geeka nad geeków, ja preferuję wyczekać na odpowiedni czas, gdy korzystanie z nowości będzie miało największy sens (wsparcie software’owe). Czy będzie to 2015 rok? Wydaje się, że styczniowe targi CES mogą dać jakąś odpowiedź.

źródło: część grafik pochodzi ze strony Samsunga