LG zaczęło sprzedaż tabletów, które miały walczyć o klientów z iPadami i innymi Androidami od mocnego uderzenia. Jeszcze w 2013 roku zaczęto sprzedaż modelu G Pad 8.3. Zdecydowano, że będzie to idealny kandydat do odświeżenia oferty produktów, w której tabletów zbytnio nie było. Do tej pory wariant ten jest na poziomie, a to dlatego, że już wtedy kierowany był głównie do klientów mogących sobie pozwolić na droższy zakup. W tym roku koreański gigant dodał kilka nowych projektów i to w szerszej formie. Tym razem jednak nowe G Pady miały zaoferować bogatszy wybór przekątnych ekranu i niższą cenę. Czy LG G Pady 7.0, 8.0 i 10.1 można nazwać budżetowymi? W moje ręce wpadł środkowy z nich, czyli ośmiocalowiec. Spędziłem z nim wystarczająco czasu żeby zaprezentować swoje wnioski.

Knock Code, czyli stukam i pukam, a ekran się aktywuje

Test zacznę od pierwszej rzeczy z jaką mamy styczność po skonfigurowaniu tabletu. To Knock Code, czyli blokada urządzenia nie przez PIN, „wężyka”, czy skaner linii papilarnych, a stuknięcia palcem w ekran. Producent wymyślił taki system i twierdzi, że może być równie bezpieczny co wygodny. Pamiętam, że pierwsze próby pojawiły się już w smartfonach LG z serii G Pro, a potem Knock On usprawniono i przemianowano na Knock Code. Ochrona polega na wykorzystaniu sekwencji stuknięć, którymi będziemy wchodzić do Androida. Ekran dzielony jest na pola, w które trzeba wstukać kod w postaci sekwencji. Ustalamy ją sami. Kombinacji jest baaardzo dużo, więc nasze hasło może być niepowtarzalne. Ograniczeniem jest 8 stuknięć i to wystarcza. Moim zdaniem to nawet za dużo, ale właśnie ten maksymalny zastosowałem w swoim modelu.

Podobno w przypadku PINów lub rysowania połączeń punktów można odczytać proste sekwencje, bo powstają ślady i smugi. LG twierdzi, że w przypadku Knock Code nie jest to możliwe. Muszę przyznać, że samo wprowadzanie hasełka jest przyjemniejsze, bo pola są duże i nie zdarza się nie trafienie palcem w obszary. To nie wszystko. Inną zaletą odblokowywania pukaniem w ekran jest stałe czuwanie urządzenia i brak konieczności wybudzania go przyciskiem. Zwykle,  aby wprowadzić PIN musimy aktywować ekran – trzeba przecież widzieć pola. Knock Code tego nie potrzebuje. Ekran może być zgaszony. Wstukujemy na czuja „po ciemku”, a i tak wszystko działa. Przypominam, że pola są ogromne, więc nie zdarzyła mi się jeszcze pomyłka. Nie trzeba nawet wbijać hasła w to samo miejsce: działa i u góry i u dołu.

Czy nowe G Pady to budżetówki z ograniczeniami?

Myślę, że nie. Mimo, że widzę je w ofertach operatorów za kilka złotych, nie znaczy to, że są to słabe modele. Pierwsze wrażenie jakie odniosłem po zapowiedziach nowych G Padów, to myśli o słabszych parametrach i kompromisach względem jakości. Pamiętam jednak jak w ręce leżał model G Pad 8.3 (topowa półka), więc zastanawiałem się czym będą kolejne warianty. Okazuje się, że tablet posiada wszystko co potrzebujemy. Jest prawie najnowszy Android, a jestem ciekaw, czy załapią się na Lollipopa 5.0. Jest i LTE. Nie będzie to następca 8.3-calowego wariantu. Jest trochę słabszy, ale jak na swoją cenę, całkiem w porządku. Ja mam w rękach nudny czarny kolor, ale w ofercie są inne ciekawsze opcje.

LG nie skupiało się walce na najsmuklejsze urządzenia, bo to nie półka na takie eksperymenty. Z tego co pamiętam, to LG chciało powalczyć z bogatą ofertą tabletów Samsunga, a lokalny rywal z Korei Południowej ma propozycji strasznie dużo. W pewnym okresie dziwiłem się nawet, że LG – taki gigant – nie ma porządnej oferty komputerów z dotykowymi ekranami. Teraz ma ich aż 4 i ogólnie oferuje szeroki wachlarz: i cenowy i gabarytowy. Co prawda nie topowego większego sprzętu, ale są przystępne cenowo w aż trzech wielkościach. Wizualnie ciężko oceniać urządzenie, bo w zasadzie tablety mają przeważnie jeden i ten sam kształt, ale mimo to, firmy odróżniają się między sobą. G Pady raczej się nie wyróżniają, co nie znaczy, że są brzydkie. Jest jednak ok.

To co zauważyłem w czarnym modelu, to nieco zbyt chętnie przyjmowane odciski palców na tylnym panelu. Nie patrzymy zbyt często na tą część urządzenia, więc nie powinno być to jakimś większym problemem. Front jest pod tym względem nieco lepszy. Specjalna powłoka szybko pozbywa się śladów palców. Rozmieszczenie wszystkich przycisków jest standardowe. Nie uświadczymy niestety dźwięku stereo – jest to urządzenie z jednym głośniczkiem. Jest za to port podczerwieni, więc możliwe jest wykorzystanie tabletu LG G Pad 8.0 jako multimedialnego pilota do różnych urządzeń (TV, Bluray, czy dekodera). Konstrukcja jest lekko opływowa, więc nie ma uczucia wpijania się krawędzi w nasze ręce. Sprzęcik nie waży dużo, ale w porównaniu z moim leciutkim Galaxy Tab S można wyczuć sporą różnicę.

Doceniam też slocik na kartę microSD – można przenosić dane lub rozszerzać pamięć urządzenia. Nie zapominajmy też o miejscu na kartę sim z LTE. Ramka wydaje się mieć standardową wielkość (mam na myśli bliskość ekranu). W pionowym układzie pisze się bardzo wygodnie (co akurat podkreślam przy każdym średniej wielkości tablecie – dla komunikatorów i chatów w sam raz). W układzie „poziomym” można rozdzielić wirtualną klawiaturkę i też możemy pisać (co widać na jednym z załączonych zdjęć).

Nie ma co porównywać tych dwóch urządzeń. Galaxy Tab S to inna klasa, ale LG ma niezły stosunek możliwości do ceny.

Ekran i to co pod nim

Testowałem 8-calowy wariant z rodziny LG G Pad i jak zwykle w tym momencie przyznaję, że ostatnio bardziej doceniam te gabaryty tabletów. Są poręczniejsze, bardziej mobilne, a przy tym zrobimy na nich wszystko to czego potrzebujemy. Podobnie mam w przypadku iPadów, ale i najnowszych, mniejszych tabletów z Windows 8.1. Przyzwyczaiłem się już do rozmiaru 8.4 z Samsunga, więc nieco tylko mniejsza przekątna nie sprawiła mi żadnych różnic pod względem rozmiaru, a jednak czytelność jest już na innym poziomie. 1280 x 800 to naprawdę sporo (jak na ten przedział cenowy), ale przyzwyczajony jestem już do większych gęstości pikseli na cal. Ten parametr oscyluje w granicach 190 ppi. Mniejsza czcionka w serwisach informacyjnych jest mniej czytelna, więc nie obejdzie się bez zoomowania tychże treści. Mowa o użytkowaniu przeglądarki w pionie, bo w poziomie jest już ok. Ostatnio i tak tylko tak korzystam z serwisów internetowych.

Kolory, kontrast i kąty widzenia są ok. To w końcu panel w technologii IPS. Trochę zdziwił mnie brak automatyzacji jasności wyświetlacza. Z tej funkcji korzystam w każdym moim gadżecie (czy to smartfonie, czy tablecie) i lekko mi jej zabrakło. Wiem, że można ustalić sobie program godzin, w których ekranik nie będzie mocno świecił po oczach, ale brak czujnika światła zaczyna być powoli odczuwalny przez użytkowników. Jeśli chodzi o tzw. „bebechy” to prezentują się one adekwatnie do półki cenowej, w której sprzęt występuje. Czterordzeniowy procesor Snapdragon 400 1.2 GHz, Adreno 305 dla grafiki i 1 GB RAM i 16 GB na dane. Jest oczywiście wszystko co obecnie znajdujemy w dzisiejszym mobilnym sprzęcie: moduł GPS, Bluetooth 4.0, Wi-Fi, a opcjonalnie LTE.

Aparaty w tabletach testuję rzadko, bo ten element nigdy nie był najważniejszą częścią urządzeń z dotykowym ekranem. Osobiście uważam, że bardziej liczy się frontowa kamerka do ewentualnych video rozmów, niż główny aparacik. Z tyłu otrzymujemy 5 megapikseli, a na przodzie podstawowej 1.3 mpx. Główny obiektyw ma autofocus. Nie sądzę, by trzeba było rozwijać temat dalej. Jedyne co mogę dodać, to fakt, że sensor umożliwia pomiar ekspozycji w wielu miejscach, więc ręcznie możemy dobierać sobie pole ostrzenia.  Przydatna może być też funkcja zdalnego wyzwalania migawki gestem. Trzeba tylko nauczyć się jak to zrobić. Wspominałem już wcześniej, że dźwięk jest mono. Trzeba uważać, żeby nie zasłaniać miejsca z dziurkami głośniczka. Mniejsze tablety są idealne do oglądania filmów, więc przyjmuję to jako wadę. Stereo tylko w słuchawkach. BTW: i tak oglądam filmy tylko tak.

Jak te parametry wykorzystamy? Wystarczą do obsługi tabletu i większości aplikacji, ale „cięższe” gry raczej zamulą. Nakładka systemowa jest ładnie zoptymalizowana, ale zdarzają się zatrzymania działania aplikacji. To jednak odczuwam w większości Androidów raz na jakiś czas. Liczę tutaj na zalety najnowszego Androida 5.0 – o ile nastąpi aktualizacja z KitKata 4.4, którego ma na pokładzie testowany LG. Na razie wiem, że LG wyda update do piątego Androida w poprzedniku, czyli G Padzie 8.3.

Android z własną nakładką

LG, podobnie jak wielu producentów wykorzystujących Androida, wykorzystuje własną nakładkę systemową i sporo własnych aplikacji. W ten sposób producenci chcą ulepszać oprogramowanie i konkurować z innymi modelami tabletów. Koreańska firma ma już spore doświadczenie ze smartfonami, więc część funkcji poprzenosiła na większe ekrany. Jeśli posiadacie smartfon LG, to poznacie kilka znanych motywów, a znajdą się i takie, które mają sens tylko przy większych ekranach. Ekran główny można sobie odpowiednio dostosować, a i wyjeżdżające z góry menu jest lekko zmienione.

Cieszy zastosowanie wielozadaniowości, a podział ekranu na dwa zupełnie wystarczy przy stosunkowo niewielkim wyświetlaczu. Myślę, że ten tryb będzie dużo ciekawszy przy model 10-calowym. Do tego warto zauważyć, że LG dodało do dolnego menu, gdzie zwykle znajdują się tylko trzy ikonki akcji, także tą czwartą, czyli właśnie ustawianie dwóch działających jednocześnie aplikacji na podzielonym wyświetlaczu (i działa to lepiej niż w moim Tab S!). Lubię bardzo opcję uruchomienia podręcznego kalkulatora, bo ułatwia liczenie, a dosyć często z tego korzystam. Te dodatki nazwano QSlide i pozwalają na aktywację niektórych treści w oddzielnych okienkach (z regulowanym rozmiarem, a nawet przezroczystością). Oczywiście nie zabraknie widgetów, czyli bardzo ważnej przewagi Androida nad iOS.

Ekran można wygodnie podzielić na dwie aplikacje i działać między nimi.

W LG G Pad 8.0 (i reszcie braci) mamy opcję wprowadzania szybkich notatek QuickMemo+. To kolejna funkcja znana już ze smartfonów. To zapewne odpowiedź na bogatą ofertę takowych aplikacji od Samsunga, który przeważnie rozwija je w rysikowych modelach. W LG też można szybko sobie coś zanotować. Przydatna może być opcja zrzutu ekranu i dopisywaniu na nim zapisków. Szkoda, że nie ma do kompletu żadnego piórka. Można jednak mazać palcem. W podręcznym notatniku możemy tworzyć multimedialne notki (dołączać obrazki, dźwięki z dyktafonu itp.). Jeśli posiadamy komplet urządzeń LG: tablet + smartfon, to możliwe jest synchronizowanie zapisków między nimi. To co robimy na jednym, pojawi się także na drugim. Zwiększa to produktywność takiego zestawu.

Jest jeszcze jedna funkcja związana ze współpracą urządzeń z logo LG serii G. Niestety nie miałem przyjemności jej sprawdzenia, więc mogę tylko podać krótkie info na jej temat. Chodzi o tryb QPair 2.0. Działa to mniej więcej tak, jak SideSync od Samsunga, który dobrze znam. To możliwość obsługi smartfona na ekranie tabletu. Jeśli korzystamy z obu urządzeń zamiennie i bardzo często, to warto to wykorzystać. Możemy wtedy skupić się na jednym z nich, a drugi odstawić na bok. Będą się ze sobą łączyć, więc możliwa jest zdalna obsługa. W ten sposób otrzymamy powiadomienia z telefonu na tablet, gdzie będziemy mogli odpisać na smsy, a nawet odrzucić połączenie. Wszystko przez Bluetooth.

Działa to nieco lepiej niż w Samsungu, bo tam trzeba znaleźć miejsce na zdalny pulpit smartfona, gdzie obsługujemy go jak smartfon. W LG mamy wyskakujące okienka i możemy szybko odpisywać na smsy bez zasłaniania połowy ekranu. Jest jeszcze coś ekstra. To zapis aktualnie używanych aplikacji na Androidzie. Raz zaczętą akcję można skończyć na drugim urządzeniu. Jest to przydatne, gdy wystartowaliśmy z jakimś zadaniem, a nie możemy go aktualnie dokończyć. Po pewnym czasie na drugim sprzęcie z Q Pair będziemy je mogli dokończyć. Synchronizacja jest tutaj bardzo fajna. Również wszelkie powiadomienia są odpowiednio synchronizowane. Z tego co wiem, wcale nie trzeba tutaj mieć podpiętego smartfona LG, a inny Android. Nie testowałem tego. Ciekawe czy Q Pair wciągnie do współpracy smart watche LG?

Podsumowanie

Jak widać, choć tani, nie znaczy zły. Ma świetnie dobrane funkcje autorskie, czyli Knock Code, czy Q Pair 2.0. Mimo, że testowałem model środkowy, czyli 8-calowy, to bardzo podobnie działają też wersje 7 i 10-calowe. Warto zauważyć, że istnieje też możliwość zakupienia oficjalnego, idealnie dopasowanego etui Quick Cover. Moja zabawa z gadżetem wykazała całkiem przyjemną pracę baterii, ekran nie jest najgorszy. Za tę cenę przełknę nawet jeden głośniczek, brak autodostosowania jasności, czy dosyć grubawą obudowę. Przyznaję, że spodziewałem się mniej po tym modelu. W razie czego, G Pad 8.3 będzie nadal dobrą alternatywą dla G Pada 8.0. Niby starsza, ale o klasę wyższa. Obie są nadal w ofercie.

Na tzw. wolnym rynku tablet LG G Pad w wersji 8-calowej można nabyć za ok. 900 zł i to mówiąc o modelu z modułem LTE. Chodzi mi o sprzedaż aukcyjną lub sklepy internetowe. LG zdecydowało w oficjalnej sprzedaży oferować ten tablet w ofercie operatorów komórkowych, gdzie w odpowiednim abonamencie można nabyć urządzenie za 3 zł. Nie sugerujmy się jednak tanim charakterem, gdzie przeważnie cena może sugerować, iż sprzęt jest niezbyt dobry. LG przygotowało optymalne urządzenie i nie powinniśmy na nie narzekać. Dodam na koniec, że ostatnio o tym modelu pisałem przy okazji projektu eTornistra, czyli wykorzystania tabletu w polskich gimnazjach. Tam właśnie współpraca odbywa się z LG G Padem 8.0.