Przejście z kaset magnetofonowych na płyty CD było bardzo wygodne, zwłaszcza z uwagi na szybkie przełączanie utworów. Potem Compact Disc wyparty został przez pliki MP3 i odtwarzacze cyfrowe – z jeszcze większym komfortem wgrywania całych bibliotek muzycznych w niewielki sprzęcik. Cała ta ewolucja była jednak wrogiem jakości. Choć utwory w popularnych „empetrójkach” wystarczały wielu użytkownikom, to w kwestiach danych przechowujących i zapisujących dźwięk dużo traciły. Kiedyś bardzo lubiłem czytać dyskusje obu grup, które przekonywały się nawzajem kto ma racje.

Audiofile krytykowały straty jakości w odchudzanych plikach, natomiast cała reszta zwracała uwagę na fakt, że większość z tych kompresowanych zapisów nie jest słyszalne dla ludzkiego ucha i tylko osobnicy wyczuleni na „pierdnięcie muchy” (do tej pory się z tego śmieję, ale nie potrafię powiedzieć czyje to były słowa – jakiegoś przypadkowego forumowicza sprzeda dekady, więc przepraszam za zanik pamięci). Z tego powodu kilku producentów tworzyło co jakiś czas modele z możliwością wgrywania cyfrowych wersji w lepszej jakości. Nie zapominajmy jeszcze o formacie Mini-Disc, który jednak nie zawojował rynku. Dla amatorów dobrej jakości przygotowano przenośny odtwarzacz Pono.

Sprzęt pojawił się w kampanii na stronach Kickstartera, gdzie będzie próbował zainteresować maniaków słuchania muzyki w bardzo dobrej jakości, ale bez rezygnacji z cyfrowych plików. To co go wyróżnia przede wszystkim to możliwość wgrywania muzyki w bezstratnym formacie FLAC (Free Lossless Audio Codec). Są to wciąż cyfrowe wersje utworów, ale zakodowane bez żadnej kompresji. Oczywiście ważące znacznie więcej niż tradycyjne MP3. Obecnie rynek zmierza w jeszcze nowszym kierunku, czyli bezprzewodowego streamingu audio przez Internet. To oznacza, że w ogóle nie przechowujemy albumów na smartfonie, a jedynie je pobieramy i odsłuchujemy online w czasie rzeczywistym.

Pono to przedstawiciel nowoczesnego połączenia dostępu do cyfrowej muzyki oraz mobilnego charakteru, ale wyróżniający się wspomnianą jakością. Tutaj zasada jest podobna do znanej z cyfrowych zbiorów takich jak Apple iTunes, gdzie kupujemy online w postaci pojedynczych kawałków lub całych albumów. Pono przekonuje, że kiedyś chce też przenieść się do chmury, ale takie wielkości plików ciężko streamować na dzisiejszych łączach. Jakość będzie tutaj słowem kluczem. Ma ona nie ograniczać muzyki do strat w detalach i dynamice, które są podobno tracone w MP3. FLAC ma natomiast jakość od tej znanej z CD, czyli 1,411 kbps (44.1 kHz/16-bit) aż po ultra nagrania na poziomie 9,216 kbps (192 kHz/24-bit).

Jeśli nie rozumiecie zbytnio powyższych zapisów, to porównam bardziej obrazowo. Ten pierwszy posiada sześć razy więcej danych na temat nagrywanego dźwięku, a ten drugi aż 30 razy więcej informacji. Przejdźmy do samego urządzenia. Bardzo podoba mi się jego nietypowy kształt przypominający nieco stare trójramienne linijki lub bardzo smaczne czekolady Toblerone. Nie jest duży, ma przenośny charakter, ale nie zapomniano o dzisiejszym standardzie, czyli dotykowej obsłudze ekranu. Jest też możliwość używania fizycznych przycisków, ale tylko przy poziomie głośności i włączaniu/wyłączaniu. Oprócz portu audio jack 3,5 mm dodano też stereofoniczne mini złącze analogowe – do podłączania do innych systemów grających lub tego w aucie.

Celem producenta Pono jest dostarczenie nam tego samego efektu odsłuchu, który wybrzmiewa w trakcie sesji. To co muzycy chcą przekazać, a co jest często niszczone w złej produkcji, ale i bezpośrednio przez utratę wielu warstw w formacie MP3. Pamiętam jak pierwszy raz zauważyłem różnicę przy zmianie słuchawek na lepszy jakościowo model z inną głębią i budową przetwornikową. Tutaj wyobraźmy sobie takie mniej więcej odczucia, w których słyszalne są poszczególne partie muzyków grających ze sobą. Nie zanika gdzieś w tle perkusja, linia basu itp. Chciałbym móc posłuchać trochę próbek z Pono (do tej pory badałem jedynie FLAC przez PC). Z jasnych powodów odtwarzacz będzie sprzedawany z bardzo dużymi dyskami 64 GB z opcją rozszerzania ich o karty pamięci microSD o kolejne 128 GB.

Bateria ma wytrzymać na działanie do 8 godzin (całkiem wystarczająco). Oczywiście będzie też możliwość odczytu innych formatów, choćby wspomnianego MP3, ALAC, WAV czy AIFF. Player ma kosztować około 300 dolarów i trafić na rynek w październiku 2014. Jeśli nie wierzycie, że jakość tutaj jest zauważalna to posłuchajcie co mają do powiedzenia specjaliści, producenci muzyczni, inżynierowie zajmujący się formatem audio oraz sami muzycy i to sporo znanych nazwisk. Spójrzcie też na środki jakie zebrano na około 30 dni przed końcem kampanii (wyznaczono 800 tys. dolarów, a już zebrano 1,5 mln). Aha na koniec jeszcze troszkę o cenach tak wysokiej jakości w sklepiku PonoMusic. Oenia się, że album ma kosztować pomiędzy 15 a 25 dolarów.

źródło: Kickstarter, ponomusic.com