Rok 2019 za nami. Czas go zatem podsumować. Ostatnie 12 miesiący w technologiach to sporo zmian, ale też niewypałów. Część rozwiązań się przyjęła, części się nie udało, ale wyczuć można pewne trendy i kierunki rozwoju. Ja postaram się ocenić je w zakresie, który na blogu poruszam na co dzień, ale z pewnymi wyjątkami. W niektórych przypadkach wyjdę poza moją tematykę, bo warto na pewne sprawy zwrócić uwagę. Nie o wszystkim uda mi się napisać, więc jeśli uważacie, że coś pominąłem, piszcie w komentarzach.

Asystent Google po polsku

W styczniu Google uruchomiło swojego asystenta w języku polskim. To dosyć ważne wydarzenie, bo Polacy czekają zwykle na wszelkie nowości dosyć długo. Nasz język jest trudny, więc jego wdrożenie z opóźnieniem wszyscy przyjęli ze zrozumieniem. Gigant z Mountain View uruchomił Asystenta Google jedynie na smartfonach i słuchawkach (które zresztą łączą się z telefonem), natomiast pominął smart głośniki. Szkoda, bo ja akurat bardziej czekałem na możliwość wydawania komend głosowych przez Google Home. Na moim modelu działają, ale w wersji nieoficjalnej, tj. testowej. Najwyraźniej Google nie jest jeszcze gotowe do uruchomienia obsługi smart home poprzez polecenia. Trzeba stosować je w języku obcym.

A jak konkurencja? Słabo. Siri działa po polsku tylko w podstawowym zakresie, natomiast Alexa ani be, ani me. Asystentka Amazona jest szybsza od Google i ma moim zdaniem większy zakres możliwości, ale amerykański gigant ma nas gdzieś (mimo, że parę lat temu kupił polski syntezator mowy IVONA). Pod koniec 2019 swojego asystenta w wersji beta w naszym języku przedstawił Huawei. Wybrańcy mogą sprawdzić, jak działa Asysten HUawei i być częścią rozwoju języka polskiego w ramach jego możliwości. Jego potencjał poznamy pewnie w 2020 roku. Na koniec jeszcze przykra informacja związana z praktycznie wszystkimi asystentami na rynku. W 2019 roku każdy z nich miał problem z zachwoniem naszej prywatności. Wszystkie wielkie firmy przekazywały nasze zapisy ze swoich asystentów firmom trzecim… Wyciek spowodował, że musiały na to zareagować i zapewnić o zakończeniu tych praktyk. Oby faktycznie! Do funkcjonalności dodano opcję kasowania rozmów, ale moim zdaniem nie jest to wystarczające.

Kwartet i kwintet aparatów

Poczwórny aparat fotograficzny w smartfonie został oficjalnie przedstawiony w październiku 2018 roku, gdy Samsung zapowiedział model Galaxy A9. Ledwie świat poznał możliwości potrójnych obiektywów, a przybył kolejny sensor. Było pewne, że w roku 2019 nastąpi wysyp tego typu modułów, ale niespodziewanym był dostarczanie ich w średniakach, a nawet modelach budżetowych! Redmi Note 8 Pro i Redmi Note 8T to jedne z ciekawszych na rynku, bo przystępne cenowo. Zestaw czterech obiektywów to zwykle sensor główny, teleobiektyw, szeroki kąt i czujnik do analiz głębi, ale czesto pojawia się tu też aparat do makrofotografii.

W lutym 2019 zademonstrowano Nokię 9 PureView, która zaskoczyła aż pięcioma aparatami. Niestety pięcioma o tej samej rozdzielczości 12 mpx i podobnych właściwościach optycznych. Dwa z nich do konwencjonalne RGB, a trzy monochromatyczne. Co prawda z optyką ZEISS, ale bez większego przełomu w jakości zdjęć. DxO Mark dało flagowcowi tylko 85 punktów, co na tamten czas odbiegało od ocen topowych smartfonów (miały już wtedy po stokilkanaście punktów). HMD Global szykuje już Nokię 9.1 PureView, która powinna poprawić potencjał kwintetu sensorów. Jak robi się smartfon z pięcioma aparatami pokazało Xiaomi w modeli Mi Note 10. Wydaje się, że 4-5 sensorów w telefonach z Androidem będzie w 2020 już normą. Jak zareagowało Apple? Dołożyło trzeci obiektyw do iPhone 11 w wersji Pro.

64 i 108 megapikseli + „peryskopy”

W 2018 rok w smartfonach pojawił się sensor z aż 48-megapikselami (najczęściej w w formacie Quad Pixel). Większość producentów bardzo szybko zaimplementowała tak wysoką rozdzielczość w swoich telefonach, więc na rynku wyczekiwano jeszcze gęstszych matryc. W wrześniu pojawił się pierwszy model z 64 mega (Redmi Note 8 Pro), a na początku listopada pierwszy z aż 108 megapikselami (Xiaomi Mi Note 10 i Mi Note 10 Pro z ośmioma soczewkami). Czy potrzebujemy w kieszeniach aż takich sensorów? Zawsze powtrzałem, że to nie miliony pikseli się liczą, a optyka.

Okazuje się jednak, że takie rozdzielczości sprawdzą się świetnie w cyfrowym zoomie. Wykadrowanie ujęcia przy takim poziomie szczegółowości daje dodatkowe możliwości obok teleobiektywów. Te w tym roku też pobiły rekord krotności zbliżenia, ale wymagało to specjalnej konsturkcji w formie peryskopu wzdłuż smartfona. Połączenie tego z cyfrowym zoomem dawało hybrydowe zbliżenia. W tej chwili maksymalnie osiągane jest 10x, ale biorąc pod uwagę wysokie rozdzielczości da się cyfrowo uzyskać nawet 50x (Mi Note 10). Vivo X30 i Vivo X30 Pro zaoferują nawet 60x! Nie jest to bezstratny efekt, ale pamiętajcie, że mówimy o kieszonkowym gadżecie!

Czego spodziewać się w 2020? Myślę, że bezpośredniego połączenia teleobiektywów z matrycami wysokiej rozdzielczości. Wtedy zbliżenie będzie o wiele ciekawsze. Aż dziwne, że nie zastosowano tego w tegorocznych jednostkach. Podpobno Samsung pracuje nad takimi rozwiązaniami w nadchodzących Galaxy S11. Czy jakiś producent pokusi się na dołożenie szóstego aparatu? Na razie sześć to maksymalna liczba obiektywów, ale licząć obie strony urządzenia (5 + selfie lub 4 + podwójne selfie). Jako ciekawostkę dodam, że Qualcomm przedstawił w grudniu chip, którego możliwości potrafią obsłużyć sensory z nawet 200 megapikselami! O Snapdragonie 865 więcej nieco później.

Tryb nocny i AI dla scen

Będę kontynuował temat fotografii, bo tu w 2019 roku było naprawdę sporo ciekawych rozwiązań. Nie tylko przybyło megapikseli, czy obiektywów, ale poprawiły się też ogólne właściwości poszczególnych funkcjonalności po stronie software’owej. Czasem nawet to nie optyka, czułość i wielkość sensora miały znaczeni, a właśnie kwestie oprogramowania. Łącząc jednak obie strony, otrzymujemy wyraźne poprawki. W minionym roku w aplikacjach aparatów fotograficznych zadomowiły się algorytmy Sztucznej Inteligencji, wykrywające sceny i dopasowujące ustawienia pod konkretne warunki. Automatyzowało to zmiany parametrów, by efekt był możliwie najlepszy w różnych sytuacjach. Praktycznie każdy producent dysponuje dziś trybem AI.

Telefony zaczęły coraz lepiej oceniać głębię i oddzielać tło od naszej sylwetki, wspierać HDR i przedstawiać znaczenie więcej detali w warunkach nocnych. Przy tych właściwościach zatrzymam się dłużej, bo tu pojawił się największy postęp. Technologie Quad Pixel (cztery piksele współtworzące jeden większy) podnosiły czułość, co dawało o wiele jaśniejsze zdjęcia w trudnych warunkach świetlnych. Ujęcia nocne zaczęły przypominać te z aparatów z długim naświetlaniem. Najciekawiej wyglądały tu koncepcje od Google, które z mniejszej liczby obiektywów dawało pod tym względem lepsze wyniki, niż wielu rywali z 3, czy 4 kamerkami. Night Sight w Pixelach 4 to majstersztyk, a Dual Exposure Controls z możliwością zmiany światła suwakiem w czasie rzeczywistym – to flagowe opcje w zasobach smartfona Google. W tym roku amerykański gigant zaskoczył nawet trybem astrofotografii, gdzie udaje się uchwycić gwiazdy na niebie.

Apple też udoskonalił swoje aparaty. Dołożył trzeci obiektyw i aż poczwórne zbliżenie optyczne, jest Night Mode oraz pomoc algorytmów AI oraz chipu A13 Bionic, który przetwarza sygnał. Końcowym rezultatem większości wymienionych powyżej zmian są fotki, przypominające efekty profesjonalnych kamer. W sieci pojawia się coraz więcej porównań możliwości telefonów z aparatami klasy DSLR. Nawet nie potrafię przewidzieć, czym producenci topowych jednostek zaskoczą w kolejnym roku. Jednego można być pewnym. Ulepszenia będą trafiać do coraz tańszych smartfonów.

Falstart składanych smartfonów

2019 rok miał być przełomem jeśli chodzi o składane smartfony. W rzeczywistości start tego formatu nazwałbym falstartem. Jako pierwszy na styczniowym CES pojawił się model Royole FlexPai, ale nie dało się go złożyć w pełni na pół. Nie do końca tego oczekiwano, więc za pierwszy prawdziwie składany model uznać można Samsunga Galaxy Fold. Ten z kolei jeszcze przed oficjalną premierą przeżył kryzys. Jednostki prasowe się łamały, choć nieco z winny redaktorów – odklejali oni specjalną warstwę, która zabezpieczała sprzęt przed takimi skutkami. Koreańczycy woleli jednak przenieść sprzedaż na późniejszy termin i dopracować wyświetlacz. W Polsce model pojawił się na jesieni. Można się nie było pobawić w wybranych sklepach Samsunga (w niektórych stał w gablotce). Polska cena to bagatela – 9000 zł!

W moich rękach Galaxy Fold działał bardzo fajnie, ale dało się wyczuć pewne wady. Przede wszystkim sporą grubość telefonu i zauważalny prześwit w przegubie. O wiele bardziej spodobał mi się bezpośredni konkurent w postaci Huawei Mate X, który zgina się w drugą stronę. Można dzięki temu zastosować tylko jeden wyświetlacz i zgięcie wygląda ciekawiej. Niestety i ten gadżet miał pewne obsuwy i od niedawna jest dostępny wyłącznie w Chinach. Mówi się już nawet o Huawei Mate Xs, czyli dopracowanym modelu (m.in. w kwestii giętkiego mechanizmu). Wyczekuję nowego Huaweia i mam nadzieję, że będzie go można przetestować również w Polsce. Pod koniec grudnia zadebiutować miała też Motorola RAZR 2019, która w odróżnieniu od dwóch powyższch propozycji jest smartfonem w stylu flip-phone’a (to w końcu seria RAZR). Producent przeniósł jednak premierę na początek 2020 roku. Podobno z uwagi na większe, niż się spodziewał, zainteresowanie.

Giętkie wyświetlacze kuszą efektownym zgięciem, ale cześć marek woli skupić się na podwójnych wyświetlaczach. Zapewne każdy producent opracowuje w laboratoriach modele z giętkimi panelami, ale na ten moment stawia na podwójny panel na zawiasie. Między ekranami widać przerwę, więc nie tworzą powiększonego obszaru roboczego bez wyraźnej granicy, ale umożliwiają pracę w multitaskingu z odczuwalną poprawą komfortu produktywności. Wyróżniłbym tu dwie marki. LG już teraz sprzedaje Dual Screen dla LG G8X ThinQ, natomiast Microsoft tylko zaprezentował swój duet podobnym konstrukcji. Surface Neo i Surface Duo mają być tabletem i smartfonem, który złożymy na pół. Ten pierwszy ma pracować na Windows 10X, natomiast drugi będzie telefonem z Androidem. Ich premiera przewidziana jest na 2020 rok, ale bez konkretnej daty.

Składany Surface Neo
Surface Neo (większy po lewej) i smartfon Surface Duo z Androidem (po prawej).

 

Wyglądają ciekawie, ale to samo mówiłem o modelach Surface Pro, a zawiodłem się na całego! Moje oba Surface Pro 3 się popsuły i posiadały te same wady (Sleep of Death). Opisałem to szczegółowo w oddzielnym wpisie, który dołączyłem w powiązaniach na końcu artykułu. Polecam przeczytać zanim w ogóle zainteresujecie się linią Surface. Przepraszam, że powoli nudzę moimi problemami, ale obiecałem sobie, że będę ostrzegał czytelników przed popełnieniem mojego błędu przy każdej okazji. Generalnie przykra sprawa, bo do zalet Surface’a się przyzwyczaiłem, nawet do jego błędów, ale nie da się pracować na nie włączającym się komputerze.

Sieć 5G i modemy 5G w „średniakach”

O 5G jest głośno już od kilku lat, ale era piątej generacji dopiero przed nami. Infrastruktura jest w fazie powstawania, co poprzedza globalna „wojna” o jej realizację. Temat dosyć ważny, bo może decydować o układzie sił poszczególnych państw i regionów. Przez stacje będzie przewijać się masa informacji, więc kontrola nad tym ma znaczenie strategiczne. W 2019 roku nie było jeszcze zbyt wielu miejsc, w których złapalibyśmy sygnał pozwalającyc na wykorzystanie potencjału 5G, ale zaczęły debiutować urządzenia z modemami przystosowanymi do nowoczesnej transmisji. Na razie moduły te implementowano we flagowe smartfony, ale w 2020 otrzymają je też tańsze jednostki. Pomogą w tym Snapragony 765/765G.

W Polsce rozbudowa infrastruktury 5G łączy się z końcem przepustowość sieci mobilnej w aktualnym kształcie i możliwościach. Większym problemem są normy na poziomie ustalonym w latach 80-tych. Bez ich podniesienia nasza gospodarka może przestać się rozwijać, więc resort cyfryzacji kraju musi dogadać się z tym od zdrowia/środowiska. Będzie wymagało to stukrotnego obniżenia restrykcji dot. pola elektromagnetycznego. Standardy stoją w konflikcie z ocenami wpływu na zdrowie, ale podobno obawy są wyolbrzymione. Z tego co mi wiadomo, długość fali nie będzie przenikać organizmu, jak miało to miejsce dotychczas. Raczej troszkę „pogrzeje” nam skórę. Ministerstwo Cyfryzacji chce powtórzyć model stosowany przy poprzednich generacjach, tj. sprzedawać firmom częstotliwości, dając tym samym pozwolenie na budowanie własnych masztów. Zmiany są zapowiadane na początek 2020 roku, by możliwe stało się komercyjne użytkowanie 5G w jednym z polskich miast. 

A kiedy sieć 5G zacznie działać normalnie i będzie powszechna? Mówi się, że dopiero rok 2021 zaprezentuje potencjał nowej generacji, nastomiast świat (pokrycie globu) dopasuje się do standardu dopiero w okolicach 2027… Warto jeszcze dodać, że naszym kraju sieci nie zbuduje Huawei, co jest efektem współpracy Polski z USA, a jak wiemy, Stany mocno uderzają banami w Chiny.

Huawei wciąż banowane przez USA

Rok 2019 to jeden z trudniejszych dla Huawei. W poprzednich latach Chińczycy bili rekordy sprzedaży smartfonów, chodząc do ponad 200 milionów sztuk rocznie. W 2019 sprawy utrudnił amerykański ban na technologie i licencje, a więc również usługi sklepiku Google Play na Androidzie. Sam system jest otwarty, więc zakazać jego używania nie można, ale już dostęp do aplikacji to spory cios na wielu rynkach. Skąd te walki? Oficjalnie z powodu zagrożeń atakami hackerskimi, których rzekomo miał dokonywać Huawei (lub pośredniczyć swoimi technologiami/sprzętem). Nieoficjalnie mówi się, że to rodzaj protekcjonizmu USA.

Huawei przygotowywało się na ewentualne blokady już wcześniej, ale własny system operacyjny nie jest jeszcze dopracowany, więc gigant chce wprowadzić go na rynek dopiero w 2020. Na zachodzie system ma funkcjonować pod nazwą HarmonyOS, natomiast w Chinach będzie znany jako Hongmeng OS. Amerykanie przedłużają blokady, ale pozwalając chińskiej marce na dostosowanie się do nowej sytuacji. Pod sam koniec roku Huawei uruchomił w Chinach Huawei Mobile Services (HMS), czyli zastępstwo usług dla tych od Google. Na razie jest tam ok. 50 tysięcy aplikacji (w Google Play są ich 3 miliony), ale gigant ma nadzieję, że jego sklepik będzie nadrabiał zaległości. Problem w tym, że usługi Google mają na zachodzie spore znaczenie i nie da się ich do końca zastąpić (mają integrację z wieloma serwisami). Coś jednak Huawei musi robić, by odeprzeć atak.

Szybkie ładowanie smartfonów

W 2019 roku kontynuowano przyspieszanie tempa uzupełniania naszych smartfonowych baterii i to zarówno przewodowo, jaki i bezprzewodowo. Telefony przez „kabel” ładowane są dziś z ok. 20W. Technologie 18W Qualcomm Quick Charge 4.0 są jednymi z popularniejszych, ale jest też konkurencyjne Super VOOC. Oczywiście powstają ich kolejne generacje. Potrzebne są też specjalne ładowarki. Wspomniany wyżej składany Huawei Mate X ładuje się z 55W, co prawdopodobnie jest jednym z najlepszych wyników 2019 roku (85% z 4400mAh w 30 minut). Kilka marek zapowiedziało w tym roku swoje rozwiązania, które jeszcze mocniej przyspieszą czas ładowania. Oppo chce wdrożyć aż trzy techniki ultra szybkiego ładowania. 65W SuperVOOC 2.0, 30W VOOC 4.0 i 30W Wireless VOOC (indukcyjnie). Swój potencjał w tym temacie rozwija także Samsung – koncepcja Adaptive fast charging.

A czego możemy w tej kwestii spodziewać się w 2020 roku? Już wiadomo, a to dzięki oficjalnym informacjom prosto od Xiaomi. Chiński gigant zapowiedział, że w przyszłym roku będziemy mogli kupić telefony z rekordowym 100W w technologii Super Charge Turbo. Akumulator o pojemności 4000 mAh uzupełnimy w całości w 17 minut. Producent udowodnił to na załączonym powyżej filmiku. Na zakończenie przypomnę, że swoje szybkie ładowanie z Qi chciało dostarczyć Apple, ale przedstawiona pod koniec 2017 roku ładowarka AirPower nie weszła do sprzedaży. Projekt (według przecieków) wciąż jest jednak rozwijany. Czasy, w których musieliśmy pozostawiać telefony podłączone do gniazdka na noc, powoli mijają. Mam tylko nadzieję, że wraz z ulepszeniami i zwiększaniem mocy, nie zwiększa się ryzyko wybuchów lub samozapłonów.

Google Stadia dopiero raczkuje

W świecie gier popularność zwiększały platformy agregujące tytuły w ramach abonamentu. Usługi te stały się bardzo opłacalne, bo dawały dostęp do szerszej bazy giery za mniejsze pieniądze (zwłaszcza, jeśli dużo gramy). Sony ma PlayStation Plus, a Microsoft Xbox Game Pass. Google z kolei wystartowało z Google Play Pass z grami mobilnymi na Androida, a Apple stworzyło dostęp do tzw. „exclusive’ów” Apple Arcade specjalnie na swój sprzęt. Największe halo wzbudził jednak projekt Stadia od Google. Amerykański gigant postanowił pójść na całość i uruchomić serwis do streamingu gier – bez potrzeby posiadania high-endowego hardware’u. Usługi o tyle nowatorskie, że bazujące na graniu chmurowym. To dopiero początek eksperymentu, który mógłby wywrócić rynek gier do góry nogami.

Na 2020 rok swoje konsole zapowiedzieli liderzy branży gier – pojawi się PlayStation 5 i Xbox (na razie zwany Series X). Ten drugi pokazał nawet swój nowy, kolumnowy design. Google spróbuje włączyć się do walki (pamiętajmy, że jest jeszcze Nintendo, które bije rekordy sprzedaży Switcha i nowego Switcha Lite). Czy Stadia da radę przekonać do grania bezpośrednio na TV, smartfonie, tablecie, czy w przeglądarce, tylko przez specjalnie przygotowany kontroler oraz szybkie łącze? Walka o pieniądze gracza będzie ostra. Marki muszą znajdować najwygodniejsze rozwiązania. Google zaryzykowało najmocniej, ale to pewnie z uwagi na brak doświadczenia na rynku gier. W mobajlu ma do powiedzenia znacznie więcej. W sklepiku Google Play uruchomiło usługi lojalnościowe Play Points (tylko USA), gdzie dzięki kupowaniu aplikacji otrzymujemy punkty do wymiany na zniżki na kolejne programy.

Google Stadia wystartowało 19 listopada i to w wybranych regionach. Można tam kupować pojedyncze tytuły, ale też zainwestować Stadia Pro (abonament). Problem w tym, że firma wraz z zakończeniem subskrypcji nie pozostawi dostępu do gier nabywanych wcześniej ze zniżkami. Zwykle brak opłat abonamentu łączy się z zamknięciem wrót do biblioteki, ale tu mowa o dodatkowo płatnych (choć ze zniżkami) tytułach. Jak widać, Stadia dopiero raczkuje, a nie dodałem jeszcze, że kompatybilnych smartfonów też jeszcze nie jest zbyt wiele.

AirPods Pro, wearables i EKG oraz eSIM w Polsce

Czas na dział ubieralnych technologii. Rok 2019 to kolejny, w którym udziały w sekcji wearables zwiększały prawdziwie bezprzewodowe (TWS) słuchawki. Według badań Canalys w 2019 roku segment noszonej elektroniki zanotował spektakularne wzrosty. 65% w górę rok do roku w trzecim kwartale robi wrażenie. Z kolei IDC zwraca uwagę, że prawie 46% w ogólnej sprzedaży ubieralnych urządzeń stanowiły gadżety typu „earwear”, czyli głównie smart słuchawki (ja wolę nazywać je hearables). Smartwatche i bransoletki stanowiły odpowiednio 22.7 oraz 22.4% wszystkich urządzeń. Widać, że trendy są jasne.

W Polsce nastąpiły dwa przełomy. Apple uruchomiło u nas możliwość korzystania z modułu EKG w Apple Watchach series 4 i series 5, natomiast wspólnie z Orange wystartowano ze sprzedażą odmian LTE na eSIM (także w usłudze Flex). Także Samsungi w tej technologii zaczęły oferować swój niezależny potencjał. Galaxy Watch Active 2 również wyposażono w EKG, ale ten (jak i wykrywanie upadków) mają być aktywowane dopiero w 2020 roku i to jeszcze bez pewności, co do regionu. Karierę, jak już wyżej wspomniałem, zrobiły w tym roku bezprzewodowe mini słuchawki – najczęściej w formie klonów AirPods. Apple wprowadziło ich udoskonaloną wersję Pro z aktywną redukcją szumów (ANC). Bezpośredni rywal – model Galaxy Buds+ ma być dostępny na początku 2020 roku.

Były niestety przypadki wycieku danych z chińskich lokalizatorów dziecięcych, czyli tych z urządzeń, do których chcemy mieć największe zaufanie (mają chronić nasze dzieci). Na minus niestety platforma Wear OS, która ulepszyła swoje możliwości (zwłaszcza oszczędnymi trybami pracy), ale widać, że czeka na nowy chip. Według przecieków, ma on dać kolejnej generacji smart zegarków największego kopa od 5 lat. Czy w 2020 zobaczymy okulary od gigantów technologii? Myślę, że AR będzie miało w tym formacie swój wielki czas, ale chyba jeszcze nie w przyszłym roku. Na pewno zobaczymy ulepszenia ARKit i ARCore.

Gogle AR i VR oraz Minecraft Earth

Augmented i Virtual Reality zanotowały kolejny rok rozwoju, ale bardzo trudno ocenić stopień postępów. Gogle VR starają się uwalniać od przewodów, czego rezultatem jest m.in. Oculus Quest. To jeden z pozytywniejszych wariantów 2019 roku, ponieważ umożliwia niezależną rozgrywkę (plus przewodowo przez Oculus Link, czyli możliwością uruchamiania aplikacji z PC), a do tego uruchomił fajny tryb sterowania gestowego bez użycia kontrolerów. Gogli AR też trochę przybyło, ale głównie jednostek koncepcyjnych lub szukających wsparcia w crowdfundingu. Na uwagę zwróciły w tym roku Holo Lens 2 . Zawiodła sprzedaż Magic Leap, które trafiły jedynie do 6000 nabywców (głównie developerów). Co się dziwić. Wearable wyceniono na aż 2000$.

Pod koniec roku swój wyrób tej kategorii zapowiedziało Oppo. Przeznaczono go jednak na 2020 rok. Możliwe, że ogólne zainteresowanie podkręci platforma Qualcomm Snapdragon XR 2, która podniesie jakość i możliwości headsetów. Hardware bez softu jest jednak niczym, więc najważniejsze są gry i programy na VR oraz AR. Muszą to być jednak produkcje światowe, masowo zwracające na siebie wzrok. W 2019 za takie uznałbym Harry’ego Pottera (twórców Pokemon Go) oraz Minecraft Earth. Oba swój potencjał udostępniały na smartfonach. Microsoft uruchomił u nas Minecrafta w wersji beta, więc jeszcze nie finalnego. Największą zapowiedzią tytułu na gogle VR w 2020 będzie jednak niewątpliwie Half-Life Alyx. Część przygotowana specjalnie pod wirtualną rzeczywistość. Akcja gry ma toczyć się przed wydarzeniami z dwójki.

Podsumowanie reszty ciekawostek 2019 roku

W 2019 roku najlepiej sprzedawał się iPhone XR, którego udziały wynosiły po pierwszych trzech kwartałach aż 3% rynku. Na dwój kolejnych miejscach znalazły się dwa Samsungi Galaxy, ale zaskakująca była marka nr trzy w tym zestawieniu. Oppo A9 to aż 1.6% wszystkich telefonów, a więc chińska marka stała się trzecią siłą. Co ważniejsze. Te trzy marki przeplatały się na kilku dalszych miejscach. Cieszy mnie, że w 2019 sprzedano (wg IDC) aż 300 milionów sztuk przeróżnych wearables. Prognozy tej agencji wskazują, że do 2023 wynik ten podskoczy do pół miliarda gadżetów rocznie.

Co w 2019 wkurzało? Niewątpliwie irytyzujące przypomnienia o usługach YouTube Premium. Bardziej odstarszały, niż zachęcały. Sporo osób zauważyło, że Google jakby wymusza zainteresowanie płatnym abonamentem, zwiększając ilość reklam w bezpłatnej wersji. W minionym roku odblokowywanie smartfona twarzą lub odciskiem palca zintegrowanym w ekranie stały się standardem, a kamerki selfie otrzymały kilka różnych wariacji. Były wcięcia, moduły pop-up wyskakujące zza ekranu, czy otworki (nawet podwójne). Nie wszystkim się to podobało, więc popularność zyskiwały specjalne tapety pomysłowo ukrywające frontowe obiektywy. Przykłady kilku motywów dałem poniżej. Kilka producentów zademonstrowało prototypowe rozwiązania ukrywające aparat za wyświetlaczem, co być może zacznie pojawiać się w smartfonach w 2020 roku. Generalnie tendecja stara się usuwać z wyświetlacza wszystko, co możliwe, by konstrukcje były możliwie bezramkowe.

Liderem smart głośników został Amazon, który podniósł sprzedaż urządzeń Echo. Straciło tu Google. Pojawiło się zdecydowanie więcej smart ekranów, czyli stacji łączących cechy tabletów i smart głośników. Ich zadaniem jest sterowanie smart domem przez wizualny interfejs (obok asystentów głosowych). Jeśli już jesteśmy przy smart home to ważną zapowiedzią mogącą jeszcze bardziej spopularyzować cały segment, była wsólna inicjatywa ZigBee Alliance oraz gigantów elektroniki (m.in. Apple, Amazona, Google, Samsung), które chcą razem dopracować nowy standard otwartego protokołu Connected Home over IP. Podobał mi się tegoroczny krok Apple odnośnie rozszerzania oferty iPadów, które współpracują z rysikiem Pencil. Już praktycznie wszystkie tablety amerykańskiej marki mają warianty wspierające stylusa. Zarówo w sekcji budżetowej, jak i mini (iPad mini 5 jest pierwszym mniejszym z Pencilem). Zaskoczył też iPadOS, czyli specjalna wersja iOS 13 pod większe ekrany.

W 2020 spodziewam się zalewu sklepów chińskimi micro pojazdami elektrycznymi, gdyż zauważyłem zwiększoną podaż i popyt różnego rodzaju e-hulanóg, desek, motorowerów, rowerów, Segway’ów, monocykli i jeszcze kilku innych. Powyżej przykład serii Dirt eBike’ów, a przecież swoich rywali szykuje reż Harley Davidson. OJ, będzie się działo!! A o czym nie wspomniałem? Kamerkack akcji, dronach, zabawkach? To szybko nadrobię. Jeśli chodzi o rejestratory video to producenci zaczęli zauważać gimbale. Sporo modeli otrzymało stabilizator, a jeśli go zabrakło to spokojnie znajdziemy ich coraz bardziej kieszonkowe wariacje. Zaczęłą liczyć się płynność i stabilność. GoPro Max połączyło nawet siły dwóch modeli i zaoferowałotryb Hero i efekty 360. Zabawkami roku wybrałbym kartonowe Nintendo Labo, przekształcające konsolę Switch w interaktywne gadżety. W dronach wciąż tematem numer jeden była miniaturyzacja. Marce DJI udało się wprowadzić na rynek model Mavic Mini, ważący niecałe 250 gramów. Waga jest tu bardzo symboliczna, bo właśnie od ćwierć kilograma musimy posiadać papiery na przeloty. W nowym Mavicu nie jest to konieczne. BTW: wiecie, że w Łodzi na Sylwestra odbędzie się pokaza świetlny przy użyciu dronów!? Zamiast fajerwerków! To pierwsze takie show w Europie.