Przyznam, że byłem sceptyczny co do obrazków Lenovo Z5, które były wrzucane do sieci przed oficjalną premierą flagowego smartfona. Wciąż liczę, że dotyczyły wariantu premium, który jeszcze zostanie światu pokazany, a cała kampania miała tylko zwrócić uwagę na produkt chińskiego producenta. Jeśli jest inaczej to niezły strzał w stopę. Reklamować pełnego bezramkowca, a potem przedstawić telefon z wcięciem… Tak właśnie zrobiło przy promocji Lenovo dla nowego wariantu Z5. Czyżby skuteczna metoda „nie ważne co, byle mówili”? Przepraszam za ikonkę wpisu, która może wprowadzać w błąd. Chciałem pokazać mechanizm zastosowany przez producenta.

Przed odsłonięciem projektu w Internecie publikowano teasery i to efektowne. Już kilka high-endowych jednostek stworzyło niemal pełen front dla ekranu, więc oczekiwana były realne. Do tego przedni panel miał mieć 95% pokrycia wyświetlaczem (co tylko podniosło zapowiedzi). Szkoda. Chyba trochę zadrwiono sobie z nas wszystkich. Praktycznie wszędzie w mediach widzę rozczarowane. Pozostaje wierzyć, że na swój debiut czego jakaś odmiana premium tego sprzętu.

Lenovo Z5 ma być smuklejszy od wielu smartfonów z ekranami z pokryciem 90%. Format wyświetlacza już standardowy. „Notch” u góry na kamerki i sensory oraz szerszy dół. Obudowa szklana po obu stronach, a te połączone aluminiową ramką. Przekątna 6.2 cala z układem krawędzi 19:9 i 1080p. Ramka wokół ekranu jest węższa niż w Xiaomi Mi 8 oraz iPhone X, czym akurat warto się pochwalić. Wewnątrz miało być też 4 TB na dane, ale czy wierzyć zapowiedziom? Oczywiście, że nie. Chodziło o dane w chmurze. Smartfony będą sprzedawane w wariantach 6 GB RAM + 64 GB lub 128 GB na pliki. Szczerze mówiąc nie chce mi się więcej pisać niczego na temat Z5. Dopiszę tylko, że to produkt dla Chin.