Miałem napisać przed świętami pewien artykuł na temat tanich tabletów. Chciałem ostrzec przed tabletami za 200 zł, bo psują moim zdaniem wizerunek rynku tych urządzeń (już kilka osób mówiło mi, że nie kupią więcej tabletu, bo to g*wno, po czym dowiedziałem się, że korzystali z budżetowych zabawek). Sprzedaż elektroniki rośnie, a swój udział mają powoli ubieralne gadżety. Każda firma chce mieć w swojej ofercie smart watch lub bransoletkę fitness. Byłem pewien, że w tym gronie nie zabraknie producenta Manta. Polska firma też przygotowała swój inteligentny zegarek i to za niecałe 300 zł! Od razu zaczyna mi się kojarzyć z tanimi tabletami, ale nie będę oceniał czegoś, czego nie miałem w ręce (lub jak kto woli – na ręce).

Oferta Manty to przeważnie przystępne cenowo urządzenia (tablety i smartfony). Tak samo jest w przypadku ubieralnego urządzenia. Już sama cena sugeruje, że to raczej podstawowy model, ale mający wszystkie istotne elementy, za które cenimy smart watche. Nie ma co prawda opcji instalacji aplikacji. Jest to raczej sprzęcik o parametrach, którymi zachwycilibyśmy się jakiś rok temu. Polski rynek i tak jeszcze nie wie do końca czym są zegarki komunikujące się ze smartfonami, więc niedrogi wariant będzie szansą na zapoznanie się z podstawami, a potem sięgnięcie po bardziej zaawansowany model (coś od Samsunga, jakiś Android Wear lub Apple Watch).

Manta MA424 (lepiej było w nazwie dać jakiegoś „smartwatcha”) jest wyposażony w Bluetooth 3.0 i ma parować się ze smartfonem/tabletem z systemem Android. Na niewielkim ekraniku otrzymamy powiadomienia z telefonu (także synchronizacja z książką telefoniczną), więc możliwe będzie odczytanie informacji lub wykonywanie połączeń (zdalnie). Do tego inne podstawy takie jak: sterowanie odtwarzaczem muzycznym, wyzwalanie migawki aparatu smartfona/tabletu, radio FM, czy wszędobylski ostatnio krokomierz do celów fitness. Są i komendy głosowe (język angielski…), ale to ograniczono do odpowiednich modeli Androida.

Bluetooth wykorzystano też do przypominania o naszym telefonie (funkcja Anti-lost, czyli ochrona przed zgubieniem smartfona). Wizualnie jest ok, ale na razie widać same renderowe obrazki. Akumulatorek 350 mAh ma wystarczyć na „długi czas pracy”. To oczywiście pierwszy taki zegarek od Manty. Wydaje się, że zaczyna przygodę w odpowiedni sposób: niedrogo i z wszystkimi podstawami. Jak na debiut całkiem spoko. Mnie odstrasza psychologicznie ta cena. Nie wiem. Nie potrafię jakoś zaufać (nie firmie, a cenie), które sugeruje mi hiperbudżetowy wyrób (kojarzący się ze słabymi tabletami). Nie jest to żadna awersja do producenta, raczej do efektu, który wywołały tanie gadżety z marketów.

źródło: Manta