Ostatnio więcej słychać o automatycznych samochodach niż o zautomatyzowanych domach, a przecież koncepcja inteligentnych mieszkań była pierwsza. Wydawać by się mogło, że smart home to właśnie korzyści z automatyzmu. Okazuje się, że do tego określenia domy dopiero dążą. Nie zdziwiłbym się, gdyby auta szybciej weszły w ten świat niż nasze domostwa/gospodarstwa. W czym problem? Przecież systemy do tworzenia nowoczesnego, połączonego wyposażenia już istnieją od dawien dawna. Da się stworzyć wnętrze praktycznie w całości reagujące samoistnie, ale jakoś dominuje jeszcze manualne obsługa. Przez smartfon, smartwatch, czy gestami lub komendami.

Brain of Things

Są na świecie pomysły, by z domu zrobić robota, tj. tak przerobić, by był w pełni automatyczny. Nie tylko w akcjach przygotowywanych przez domownika, ale nieco bardziej ponad to. W moim blogowym dziale dla smart domów dominują rozwiązania typu Internet of Things, czyli naczyń połączonych. Ich komunikacja nadaje sens i pozwala tworzyć różne scenariusze i elementy działania. Stopień „inteligencji” takich połączeń dopiero raczkuje, ale powiązanie wszystkich standardów i krystalizacja jakiegoś dominującego (lub kilku) w końcu nastąpi. Jak to przyspieszyć? Tutaj pojawia się projekt Brain of Things Smart Homes.

Twórcy Brain of Things chcą wejść na poziom wyżej – domu będącego niejako jednym wielkim robotem, dostosowującym się do swoich użytkowników. Pod wieloma względami ma to być pewna wariacja obecnych rozwiązań, ale z ulepszonym poziomem automatyki. Wyobrażaliśmy sobie przyszłe mieszkania z robotami nas obsługującymi, nie myśląc nawet, że cały budynek może być „maszyną”. Twórcy tej idei przygotowują takowe domy i to trzy. Na początek w Kalifornii. Apartamenty nie będą się specjalnie różniły możliwościami, jednak ich poziom zaawansowania pod domownika ma być dużo wyższy.

BoT

Nadal żaluzje odsłonią się w chwili naszej pobudki, czujniki wykryją naszą obecność, czy światło dostosowuje się do potrzeb, ale całość uwzględni również nasze preferencje i postara się zaadaptować do stylu życia (ale tak naprawdę, nie w formie jaki proponują obecne systemy próbujące uczenia się swoich „panów”). To wyzwanie, ale właśnie do tego mają dążyć smart domy. Domy z Brain of Things mają być naszpikowane czujnikami o wiele bardziej niż to co znajdujemy dzisiaj. Będą poznawać nasz styl, rutyny i przyzwyczajenia, które potem przetworzone zostaną na zindywidualizowane reakcje.

Dom rozpozna kontekst, porę dnia, nasz stan i w ten sposób zaproponuje odpowiednie warunki. Są oczywiście przykłady: idąc do kuchni w środku nocy nasze inteligentne oświetlenie ma aktywować się do poziomu lekkiej intensywności żeby nie oślepiać, żaluzje otwierać się zgodnie z naszym harmonogramem pobudek itd. Generalnie wszystkie te opcje znamy (tzn. rynek je oferuje), ale wciąż trzeba je odpowiednio wdrożyć. Tutaj mamy kompleksową, czyli pełnowartościową ofertę. Wszystko jest zautomatyzowane, ale na szczęście przełączniki do manualnego działania dostępne.

Brain of Things zajmuje się bardziej oprogramowaniem aniżeli urządzeniami, choć musi je posiadać, by się zintegrować i dostosować. Czym to zatem jest? Moim zdaniem tym samym, ale z kilkuletnim wyprzedzeniem. Za parę lat obecne rozwiązania dojdą do tychże wniosków (a i tak już dawno je realizują). Brain of Things próbuje przyspieszyć proces adaptacji i to uważam za największą zaletę projektu. Gotowe mieszkanie może pokazywać współczesne możliwości, które są gotowe do realizacji, ale jeszcze nie są popularne lub powszechne. To tak jakby wprowadzić się na moment do domu z demonstracją pełnego smart home.

To taki miks obecnych możliwości i technologii, któremu pomagać ma myślenie maszynowe i jeszcze większa ilość sensorów oraz algorytmów. Cel? Większa swoboda w poruszaniu się po domu

źródło: Brain of Things via engadget.com