Pod koniec zeszłego roku napisałem na temat ciekawego, ale dziwnego wynalazku – gadżetu Cazlet, czyli hybrydy portfela oraz etui na iPhone’a. Zwykle nosimy ze sobą smartfon i portfel, więc producent rozwiązania postanowił pożenić oba i zaproponować coś co zamieni dwa elementy w jeden wspólny. Projekt pojawił się w kampanii crowdfundingowej na Kickstarterze, gdzie miał sprawdzić, czy użytkownikom przyda się taki dziwny model.  Jak mu to wszyło? Udało się zebrać środki i wprowadzić do sprzedaży. Jedna sztuka trafiła w moje ręce i dzięki temu możecie poczytać o spostrzeżeniach, na jakie natrafiłem podczas korzystania z Cazlet.

Zacznijmy może od zrozumienia idei jego powstania. Autorzy doszli do wniosku, że skoro jedną kieszeń wypychamy portfelem, a drugą smartfonem, to dlaczego nie przygotować czegoś, co uwolni jedną z nich i przeniesie ergonomię na inny poziom. Próby połączenia obydwu form trwają od kilku lat i na razie wychodzi to różnie – najczęściej powstają obudowy z kieszonkami na kilka banknotów i kartę płatniczą z jakimś dokumentem. Nie zwiększając zbytnio gabarytów całości. To zaleta, wadą jest ograniczona możliwość schowania tam więcej niż jednej lub dwóch plastikowych kart. Cazlet próbuje temu zaradzić.

Osoby decydujące się na wykorzystanie hybrydy chcą osiągnąć kilka celów: wygodnie korzystać z telefonu, zmieścić całą zawartość starego portfela oraz nosić tylko jeden przedmiot. Czy jedno nie wyklucza drugiego? Właśnie ten wpis pomoże odpowiedzieć na to pytanie, a przy okazji pokazać jakie są wady i zalety noszenia iPhone’a w portfelu… Portfelu wykonanego solidnie, elegancko i w miarę ergonomicznie. Jak widzicie na załączonych obrazkach, Cazlet razem ze smartfonem gabarytowo przypomina standardowy portfel. Od razu zaznaczę, że podczas testowania musiałem przekonać się w ogóle do noszenia portfela, gdyż najzwyczajniej nie noszę go tak jak większość z was. Po prostu zabieram ze sobą dokumenty z specjalnym mini etui, gdzie zmieszczę kilka banknotów, a drobne nosze luzem w kieszeni.

Nie wypaczy to jednak wyniku testu. Cazlet przygotowano dla iPhone’a, a konkretniej jego piątej generacji oraz następcy w wersji „S”. Wsuwamy go specjalnej kieszonki, gdzie należy docisnąć go do samego końca, aby przyciski z boku urządzenia trafiły w specjalnie do tego przeznaczonych miejsc. W ten sposób mimo, że smartfon jest schowany, to wszystkie guziczki działają tak jak normalnie. Są nawet specjalne oznaczenia na materiale, aby łatwiej je zlokalizować w zamknięciu. Telefon nie wypada, nie ślizga się – siedzi stabilnie. Etui nie ma żadnej szybki (na szczęście), więc mamy bezpośredni dostęp do ekranu. Jeśli martwicie się o wyświetlacz, lepiej nakleić na niego jakąś własną folijkę ochronną.

Portfelo-euti wykonano estetycznie i przyjemnie w dotyku. Gdyby nie okienko, z którego widać ekran iPhone’a, spokojnie ocenilibyśmy go jako portfel, ewentualnie rodzaj portmonetki. Wszystko jest zabezpieczone na suwak. Nic nie ma prawa wypaść. Najpierw ocenię funkcje portfela. Wewnątrz znalazło się sporo przegródek na karty płatnicze, czy inne dokumenty.(łącznie na cztery, z czego niektóre pomieszczą po dwie). Resztę można nosić luzem, choć może być to irytujące – na najpotrzebniejsze dokumenty i kilka kart bankowych wystarczy. Kieszonek jest sporo (są i opcjonalne dodatkowe złączki na karty), a w droższych wariantach można nawet dokupić moduły na drobniaki. Zmieści się też sporo banknotów, ale i monet. Miejsca jest na tyle sporo, że zmieścimy i kartę pamięci, jakiegoś pendrive’a, zapalniczkę lub inne niewielkie przedmiociki.

Widać od razu, że producent – firma Kynez – przygotowała etui dla smartfona Apple. W komplecie znalazło się miejsce na „kluczyk” do kart sim, a nawet micro kieszonka na kartę nano sim! Część tych mniejszych miejsc posłuży też na wsunięcie klucza, czy innych drobnych rzeczy. Jest też wygodny uchwyt, chyba na szminkę/pomatkę, ale nie dam sobie głowy urwać. Spytajcie o to jakąś kobietę. W ogóle Cazlet pasuje mi bardziej do potrzeb pań niż fazetów. Jest jednak uszyty w uniwersalnym modelu. Kolor materiału też niczego sobie – brązowy zamsz (dostępnych kilka wariantów kolorystycznych). Spód (grzbiet) portfela wykończono mocniejszą skóropodobną częścią. Na stronie producenta znalazłem też smyczkę do kompletu.

Tak ubrany smartfon ma dostęp do wszystkich przycisków i portów. Jest wycięcie na przycisk „home”, na głośniczek do prowadzenia rozmów, a na dole dostęp do złącza Lightning i wyjścia audio jack 3,5 mm. Nie mogę się przyczepić od tej strony do niczego. Raz założone na iPhone’a etui może leżeć na nim non stop. Ewentualne wyjęcie nie sprawi też żadnego problemu. Nawet suwak jest bardzo dobry, a to przecież od niego zależy funkcjonalność portmonetki – chodzi jak trzeba. Szczerze: no nic tutaj mnie nie zawiodło od strony portfela – jakość, ergonomia, nawet i wizualnie niczego sobie. Co innego mogę jednak powiedzieć o samym przeznaczeniu Cazleta.

Nie potrafię wskazać czy to wariant biznesowy, bazarowy, czy turystyczny – raczej ten ostatni, kiedy to chcemy nosić ze sobą jak najmniej rzeczy i być pewnym, że wszystko jest w jednym miejscu. Gorzej jak zgubimy taki portfelik – tracimy wtedy wszystko: kasę, smartfon, i resztę rzeczy. Zakładam jednak, że kradzieże nie wybierają i jak nam coś zabiorą, to nigdy nie wiadomo co i kiedy. Tutaj pilnujemy jednego, a nie kilku kieszeni. Nie będę krytycznie oceniał samej funkcjonalności hybrydy, bo co użytkownik to inny gust – jedni nazwą taką formę śmieszną, inni praktyczną. Zgodzić się można i z jednymi i z drugimi.

W kwestiach praktycznych muszę zaznaczyć kilka rzeczy. Po pierwsze. Kieszenie muszą być spore, a materiał nie ułatwia wyciągania ich z ciasnych spodni. Po prostu nie jest to śliski materiał jak skóra, więc tutaj natrafiamy na małą przeszkodę. W damskiej torebce nie będzie to żadną wadą. Gdy zadzwoni telefon i przyłożymy do ucha portfel, możemy spotkać się ze zdziwieniem na ulicy 😉 Każdy jednak inaczej reagował na Cazlet – jedni byli zaskoczeni, inni zdumieni, a jeszcze innym się to nie podobało. Jak już mówiłem – co osoba to inna ocena. Jeśli chodzi o użytkowanie tego jako smartfona – da się, ale zależy do czego. Spokojnie obejmiemy portfel jedną ręką (no może mniejsze ręce będą miały nieco problemu) i wykorzystamy dotykowe funkcje. W czasie gry o dziwo jest wygodniej, nie wbija się tak w dłonie.

Ciekawa sytuacja spotkała mnie raz w sklepie. Akurat stałem w kolejce przy kasie i zadzwonił do mnie znajomy. Pani kasjerka zeskanowała wszystkie produkty i przyszedł czas zapłaty. Akurat musiałem zapłacić gotówką, więc musiałem przeprosić panią i poprosić, by zaczekała, bo prowadziłem ważną rozmowę. Normalnie kazałbym poczekać rozmówcy, ale tak wyszło. Przy płatności zbliżeniowej wystarczyłoby dotknąć drugą stroną portfela terminal i po kłopocie (szkoda, że iPhone nie ma NFC). To taka jedna ze śmiesznych sytuacji w trakcie testowania ;). Warto tutaj od razu wspomnieć, że podobno bliski kontakt kart i chipów jest odpowiednio zabezpieczony przed efektami telefonii komórkowej. To także etui, więc powinno ochronić smartfon przed uderzeniami i zadrapaniami.

Podsumowanie.

Przed ostateczną oceną trzeba jeszcze sprawdzić cenę. W podstawowej wersji Cazlet kosztuje ok. 65 dolarów, więc mamy tutaj poziom zbliżony do jakiegoś średniej klasy portfela. Pamiętajmy, że w cenie jest jeszcze etui, na które wydalibyśmy trochę pieniędzy. Moja opinia jest nutralna. Z jednej strony należą się plusy za umiejętne połączenie portfela i etui, z drugiej część plusów również za wnętrze. Ja sam nie potrzebuje portfela (jestem dziwny), ale wielu osobom może podpaść idea do gustu. Nie wiem jak materiał zachowa się z czasem, więc mogę jedynie ocenić przyjemność dotyku. Dla mnie jest to idealne rozwiązanie na wakacje, gdzie zmieścimy jeszcze jakiś mini bank energii w postaci karty (np. Lithium Card) lub lokalizatora (np. Find’em Tracking).

Jeśli podoba wam się Cazlet, istnieje możliwość zakupu go u mnie na blogu (pytajcie w mailu lub w komentarzach). Podziękowania dla Małgosi za pomoc w sesji zdjęciowej.