Nie można używać słów „odwieczna” pytanie dla walki papierowej książki z e-bookiem, ale odkąd elektroniczne czytniki pojawiły się na rynku, najważniejszym pytaniem do klientów jest: wolisz wersję tradycyjną czy cyfrowy odpowiednik? Ja sam do tej pory nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo z jednej strony mamy zapach przewracanej kartki, a z drugiej ergonomiczny agregat dla całej biblioteki, mieszczący się w kieszeni. Są zwolennicy klasycznego podejścia do czytania książek, a są i nowocześniejsi, nie lubiący już targać grubych ksiąg ze sobą – lepszy przenośny e-czytnik. Nie da się nawet rozstrzygnąć takiego sporu.

I jedni i drudzy mają swoje racje, więc jak komu wygodniej. Zliczanie stron i patrzenie jak rośnie ich liczba w trakcie czytania, to jedno z moich ulubionych elementów pochłaniania papierowej książki. Z kolei zgłębianie cyfrowych stronic w lekkiej formie jadąc metrem to komfort Kindle’a lub innego czytnika. Cyfryzacja to trend, który będzie z nam towarzyszył cały czas. Czasem marzy się, by móc łatwo przenieść bogatą w pozycję biblioteczkę i mieć ten cały zbiór w jednym gadżecie, ale bez płacenia za każdy kolejny tytuł, skoro mamy go u siebie w domu. Tutaj także jest rozwiązanie i wcale nie chodzi mi o skanowanie kartek i tworzenie jednego pdfa.

Od razu zaznaczę, że rozwiązanie to niestety nie dotyczy na razie polskich tytułów, ale warto odnotować pomysł, a być może któryś z naszych wydawców sięgnie po podobny pomysł. Aplikacja BitLit ma być pomostem między światem realnym a cyfrowym. Jeśli dobrze mi się zdaje, to w przeciągu ostatnich lat trafiałem już na różne formy przekształcania książek w elektroniczne zamienniki. Zwykle jest to jednak opcja zakupu: albo normalna albo cyfrowa. Po co mam kupować drugi raz tą samą pozycję, skoro mam papierową. Właśnie to chcą uprościć autorzy apki BitLit. Mamy zeskanować fizyczną kopię z naszej półki, a potem pobrać cyfrowy odpowiednik.

Część ebooków w ich bazie jest bezpłatnych, niektóre w obniżonych cenach, więc zawsze jakaś korzyść jest. Pstrykanie zdjęć książkom można nazwać „shelfie” (gra słów: selfie + shelf, czyli półka). Jest nawet w całej procedurze zabezpieczenie, by nie możliwe było piracenie na potęgę – w końcu zdjęcie jednej książki można robić w nieskończoność. No i musi być przecież ochrona dla księgarni i bibliotek. Wydawca proponuje podpisanie strony w odpowiednim miejscu (czyli pewnie tej z nadrukiem wydawcy i egzemplarza), a potem dołączenie zdjęcia do bazy w aplikacji. BitLit jest dostępny na platformy iOS lub Android, ale przypomnę, że nie na naszym rynku.

Jedną z wad BitLit jest zasięg oraz baza pozycji. Na razie pozycji jest ponad 75 tysięcy i głównie w języku angielskim. Jeśli jednak tytuł się zgodzi, zostanie przysłany nam na podany e-mail. Zaleta? Poza darmowym „kserowaniem” książek, podoba mi się opcja „skanowania” całej półki grzbietów, po czym aplikacja rozpoznaje, te które może nam zaproponować na drodze cyfryzacji. EDIT: Pogrzebałem trochę w pamięci i przypomniało mi się skąd znam ten mechanizm. Amazon wprowadzał już coś podobnego. System nazywa się Matchbook i oparto go na tej samej zasadzie co skanowanie albumów muzycznych i ściąganie cyfrowej muzyki. Cały model nie jest więc nowy, ale nadal mało popularny. Jest może coś zbliżonego w Polsce? BTW: tradycyjne pytanie na koniec – książka czy ebook? :p

źródło: bitlit.com