Każdy nowy model sportowej bransoletki do analizowania aktywności, to zazwyczaj „najbardziej zaawansowany tracker” na rynku. Wszyscy producenci tych lepszych wariantów lubią przechwalać się, że to właśnie ich narzędzie jest „naj”. Nie można się dziwić. Konkurencja jest ostra i ubieralnych trakcerów coraz więcej. Każdy potrafi mnóstwo rzeczy, więc ciężko czasem wymyślić coś ciekawego. Jawbone to producent, który jednak potrafi dostarczać nietypowych rozwiązań nawet do gadżetów o podstawowych parametrów. Wszystko za sprawą pomysłowych aplikacji. Nastał jednak czas, by pokazać odświeżony model. Topową wersją analizatora sportowego na nadgarstek będzie teraz Jawbone UP3.

Inaczej niż konkurencja, np. Fitbit, który pokazał niedawno rodzaj hybrydy smart watcha z bransoletką fitness w wariancie Surge, Jawbone wciąż przyjmuje klasyczną formę. UP3, jak sama nazwa wskazuje, to już trzecia generacja sprzęciku na rękę. Czy faktycznie można powiedzieć, że to najlepsza z bransoletek dostępnych na rynku? Jawbone pokazuje, że wcale nie trzeba (jeszcze!) przykładać wielkiej uwagi do modelu spokrewnionego z inteligentnymi zegarkami. Powoli ten trend rośnie w siłę i firmy zajmujące się sportowymi modelami, będą musiały przygotować się na atak zegarków, które wewnątrz posiadają mnóstwo czujników, czyli mogą zastąpić trackery fitness. UP3 najwyraźniej nie boi się jeszcze bezpośredniej rywalizacji, ale podejrzewam, że czwarta generacja będzie zmuszona do ustępstw.

Z tego co pamiętam, w zeszłym roku Jawbone wykupił technologię czujników BodyMedia. W końcu zakup się przydał i sensory te zobaczymy w najnowszym modelu. UP3 to wariant do całodobowego noszenia (jak poprzednio). Mimo, że po raz pierwszy udało się zmieścić czujniki pracy serca – stające się powoli standardem w sportowych gadżetach – to obudowa modelu nie urosła, a wręcz stała się smuklejsza. UP3 jest nawet węższe od pokazanej w zeszłym tygodniu bransoletki Microsoft Band. Czujniki pulsu mogą działać ciągle i stale robić pomiary (dla porównania: większość rywali robi to punktowo).

W kwestiach możliwości jest wszystko co trzeba. To sportowy tracker o wszystkich znanych funkcjach dla aktywnych, ale jeszcze ulepszony. Oprócz trzyosiowego akcelerometra są też czujniki bioimpedancji (najczęściej stosowane w zaawansowanych wagach do badania składu ciała: tkanek tłuszczowych, mięśniowych i kostnych), sensory skóry (czyli ciepła ciala), czy temperatury otoczenia. Bransoletka potrafi też rozpoznawać poszczególne dyscypliny sportowe, więc wsiadając na rower będzie wiedzieć co aktualnie robimy. Monitorowany jest również wypoczynek i to całkiem dokładnie. Mierzone są nawet fazy snu, łącznie z głębokością i REM.

Zmienił się nieco design modelu. Tym razem model ma jednak jeden rozmiar i będzie pasować na każdą rękę. Zastosowano też ciekawe zapięcie. Tak jak wspomniałem wcześniej, na obudowie nie znajdziemy żadnego wyświetlacza. Dla jednych użytkowników to nie do pomyślenia i nie będą zawracać sobie głowy takim wariantem, dla wielu jednak to wystarczająca forma. Zamiast przycisków będzie jednak dotykowy panel. Dzięki temu urządzenie będzie w stanie wytrzymać do siedmiu dni na jednym ładowaniu. Sprzęcik można też zanurzyć w wodzie, więc podczas mycia także może pozostać na nadgarstku (10 metrów głębokości da nawet więcej możliwości). Myślę, że jeszcze na moment zatrzymam się przy czujnikach pracy serca. Zamiast optycznego sensora (chyba cała konkurencja), UP3 korzysta z czujników skóry – reakcja galwaniczna. Stąd możliwości ciągłego badania.

Szkoda, że wciąż nie ma modułu GPS, ale i tak przyznaję, że Jawbone nie bez przyczyny używa określenia „najbardziej zaawansowana bransoletka na rynku”. Cena także nie jest specjalnie wysoka jak na sprzęt takiej klasy. 180 dolarów to nieco mniej niż niektóre zegarki, ale to model specjalistyczny i przeznaczony dla maniaków pomiarów aktywności i jeśli mogą to będą skłonni wydać tyle pieniędzy na sportowy tracker.

źródło: Jawbone