Akurat wczoraj czytałem o kawiorze z domieszką złota jako szczycie luksusu (100 patyków za kilogram!), a w pamięci miałem świeże dyskusje na temat Apple Watch w pozłacanej wersji – tej najdroższej. Nie chciałem wchodzi w ten temat, ale ten kawior jakoś nie pozwalał mi przejść obojętnie obok polityki Apple. Celowo napisałem pozłacanego, bo w mediach natknąłem się już na wytykanie gigantowi z Cupertino umiejętnego wyciągania kasy z klientów. Watch Edition, czyli „najbogatsza” wersja naręcznego gadżetu Apple jest szeroko komentowana – właśnie z powodu spekulacji na temat cen. Do czego doszedł Internet?

Przypomnę od razu, że Apple w swoich „store’ach” będzie instalować nawet sejfy na najdroższe wersje zegarków, chcąc zachować standardy zbliżone do placówek jubilerskich. To ponownie nakręciło temat „złotego” Watcha, bo wiadomo, że na byle błyskotki takich zabezpieczeń się nie robi. Już sam ten fakt oznacza, że najdroższy zegarek Apple będzie wyjątkowo drogi. Pytanie tylko czy adekwatny do materiałów, a w szczególności domieszek szczerego złota. No i właśnie o tym najwięcej rozmawia się teraz na kilka tygodni przed premierą urządzenia. Być może nieprzypadkowo – tylko ten jeden model czeka jeszcze na oficjalną cenę.

Myślę, że większość z nas wie jak działa Apple. Płacimy trochę za dużo za sprzęt. Nawet ja uważam, że sprzęt z logo nadgryzionego jabłuszka to w większości koszt marki. Nie będę się dziwił, gdyż znam realia i marketing, jednak czytając dane odnośnie „złota w złocie” w Apple Watch mam mieszane uczucia – z jednej strony rozumiem projekt rywalizacji z rynkiem zegarków premium, ale z drugiej: czyżby Apple szukało „frajerów”? Ująłem to słowo w cudzysłów, bo nie chcę nikogo obrażać. Mam jednak zdanie na pewne tematy i to z potwierdzeniami w rzeczywistości (zakupy wyłącznie dla lansu). Na szczęście nie jest to zasada, choć „prestiż” przyciąga.

Naturalnie, szacunki dotyczą porównania kosztu materiału i finalnej ceny zegarka. Marża, to oczywiście tyle, ile zarobić miałoby Apple na sprzedaży. Obliczeń dokonał m.in. Greg Koening z Luma Labs. Wyszło mu, że Apple użyje ok. 28 gramów złota w stopie koperty od 42-mm modelu (tego większego). Wiecie ile kosztuje taka ilość złota? Lekko ponad 850 dolców. Od razu warto wskazać cenę przeciętnego Apple Watcha. Wariant podstawowy wyceniono na 350$. Trzeba zatem dodać jeszcze resztę podzespołów. Analitycy twierdzą, iż ostateczna cena sklepowa może sięgnąć nawet od 4 do 5 tysięcy dolarów! Ja nawet spotkałem się z cennikiem od 10 000.

Dalej musimy rozmawiać już bardziej o psychologii klientów. Kto i ile może dać za luksusowy 18-karatowy model Watch Edition? Apple tworzy tutaj tzw. dyskryminację cenową, czyli sprzedaż tego samego produktu w różnych opakowaniach (na tzw. różne półki cenowe). Tak naprawdę nie ma górnych granic dla biżuterii – zakładam, że pod tą kategorię podchodzi najdroższy Apple Watch. Płacimy za styl, prestiż, formę, materiały, no i logo – tak rozumuje producent. Sprzedaż tych najdroższych modeli nie będzie najwyższa, co jest normalne, ale dzięki rzadkości i wysokiej cenie (jak zwykle) będzie trzymała ciągle wysoki poziom unikatowości (właśnie za to się płaci, niestety…). Znam wiele osób, które zgodziłyby się na dodanie kilku stówek do ceny, byle tylko mieć na ręce zegarek przed resztą. I właśnie o tym już dyskutować bym nie chciał.

BTW: „Czas kosztuje złoto, ale i za złoto czasu nie kupisz.”

źródło grafik: Apple.com, cultofmac.com