Wykorzystanie, a nawet przysyłanie zapachu w świecie najnowszych sposobów komunikacji, było temat mojego bloga kilkukrotnie. Jest to ciekawe, ale dosyć trudne do wdrożenia zjawisko. Zapach z kolei to istotna część odczytu przez nasze zmysły. Samo przesyłanie go na odległość to moim zdaniem nieco zbyt ambitny projekt, ale twórcy tzw. smell-o-phone’a postanowili szukać nowych możliwości i chyba je znaleźli. Mam na myśli funkcjonalności bardziej praktyczne. W kinach 4D lub 5D załączanie zapachów jest ciekawą formą rozszerzania doznawanych wrażeń i właśnie w tym kierunku poszedł profesor Harvardu, który swój model zapachowej platformy postanowił urozmaicić i nadać mu większego sensu.

Nadal poruszamy się w światku eksperymentalnym, ale projekty oBook i oSong wyglądają na całkiem realne do przygotowania i zaproponowania współczesnej generacji użytkowników. David Edwards pogłówkował i odkrył, że warto wciągnąć nowe podejście do książek i muzyki, a i wariant ubieralny się znajdzie – o tym może na sam koniec. Autorzy zapachowej manii nie zatrzymali się na szczęście na kilku prezentacjach jakie demonstrowano na świecie. Wydaje mi się, że warto w tym segmencie dalej rozwijać pomysły, bo mają spory potencjał. eBooki i eMuzyka nie miała wcześniej wiele do czynienia z opcją powiązania z zapachami, a przynajmniej nie wraz z interaktywnymi materiałami na tabletach.

Wkłady zapachowe są w stanie wygenerować ok. 300 000 różnych zapaszków, a można je przecież zaprogramować w eBookami 2.0 (można je tak nazywać?). Chodzi o łączenie treści wyświetlanych w książkach/magazynach z zapachami, np. dla najmłodszych, czyli tych użytkowników, którym sprawi to największą frajdę – głównie z powodu poznawania świata. Potrzebna będzie specjalna przystawka Vapor Communications „oPhone”, gdzie będzie można poczuć woń konkretnych elementów. Wcześniej próbowano kartridge wykorzystać do przesyłu aromatów z jednego smartfona na drugi, ale było sporo przeszkód. Głównie ograniczone gabaryty przystawki. Właśnie dlatego przygotowano taką konstrukcję jaką widać na załączonym wyżej obrazku (pojawiła się na rynku już w zeszłym roku).

W takich innowacyjnych eKsiążkach pojawiać się mają odpowiednio otagowane obrazki, co ma pozwolić na aktywację zapachów dla konkretnych treści. Oczywiście potrzebna jest stacja i jej sparowanie ze smartfonem lub tabletem. Będą to różne aromaty: owoców, kwiatów itd. Doświadczenie być może będzie pomagało też w nauce.  Z muzycznymi utworami jest podobnie, choć tutaj łączenie konkretnych melodii z zapachami jest dosyć subiektywne. Na razie wynalazek jest jedynie eksponatem, ale możliwe byłoby stworzenie specjalnego SDK i sklepiku z konkretnymi aplikacjami, dla których potrzebne byłyby konkretne wkłady. Choć jest to dopiero prototyp, to ma on już pierwsze konkretne tytuły. Mają one być zademonstrowane w Nowym Jorku już 18 kwietnia (książki) oraz 17 kwietnia w Cambridge (muzyka).

No i wrócę jeszcze do ubieralnych technologii. Gadżet zwany oClothing, w porównaniu do oBookówi i oSongów, można już nabywać. To naręczne bransoletki za 10 dolców, które mają chip zapachowy, mogący uwalniać specyficzną woń przez tygodnie.  To dziwny projekt. Pozwala na pozostawianie po sobie miłego zapachu, a konkretnie dwóch: czekolady lub „ciszy” (opisano ją tak: „Świeży, chłodny zapach, który ma na na celu pomóc nam być bardziej wrażliwym na zapach.” Oczywiście każda z opasek potrafi emitować tylko jeden aromat. Nietypowe warianty o raczej dziwnym, ale przyjemnym przeznaczeniu.

źródło: oNotes via engadget.com