O Project Ara pisałem już kilka lat temu – jeszcze zanim Google wykupiło rozwiązanie i dopracowywało je po swojemu. Kilkadziesiąt godzin temu gigant z Mountain View pokazał kolejne elementy na prezentacji dla developerów, więc wiem coraz więcej na temat zbliżającego się smartfona, który ma bazować na modułach. Cel jest prosty, choć droga prowadząca do niego już bardziej skomplikowana. Twórcom chodzi o dostarczenie składaka, czegoś co miałoby zachowywać się tak, jak aplikacje dla mobilnego software’u. Budować tylko taką konstrukcję jakiej potrzebujemy. Pierwszym razem, gdy słyszałem o pomyśle, potraktowałem go z przymrużeniem oka. Google uważa jednak, że świat jest już gotowy i widzi w projekcie Ara potencjał.

Zaczęło się niewinnie od Motoroli, która (nie jedyna zresztą) zademonstrowała wizję modularnego smartfona Phonebloks. Był to plan o ciekawej formie, w której użytkownik mógł dobrać swoje podzespoły, a z czasem je wymieniać, przez co gadżet mógł być stale aktualny i nowoczesny – bez potrzeby wymieniania całości. Tańszy, łagodniejszy dla środowiska, no i szeroko personalizowany, a przy tym mający wszystko, czego klient potrzebuje. Nie muszę chyba nawet wspominać o naprawach takiego sprzętu – o wiele łatwiejsze zadanie. Koncepcja przypominała te rodem ze studia Google, gdzie takich wizji są pewnie całe szuflady. Nie zdziwiłem się, że przy przejmowaniu Motoroli przez Lenovo (od Google zresztą), gigant nie oddał Ary.

To dziwne na rynku, bo przecież producentom zależy zwykle na produkowaniu nowych urządzeń i sprzedaży kolejnych i kolejnych. Google to jednak nie producent hardware’u! Google Advanced Technology and Projects Group mocno skupiło się na całości i widać wyraźnie, że to bardzo poważny projekt. Wkrótce (pojęcie względne) zresztą ma trafić do sprzedaży. Z każdą nową wiadomością z Mountain View, każdy (także ja) zaczyna widzieć sens rozwiązania. Pomysłowi projektanci podeszli do tematu jeszcze lepiej, bo i każdy modulik będzie można dostosować wizualnie, więc cały smartfon może stać się niepowtarzalny dla każdego – czy to hardware’owo, czy wizualnie. Wiecie pewnie jak ludzie lubią dobierać sobie detale (pamiętacie komórki z wymiennymi panelami?).

Ara to już nie żadna wizja, a rzeczywistość. Bardzo bliska. Na Ara Developers Conference potwierdzono nawet, że pilotażowy program odbędzie się w Puerto Rico. Przy okazji Google pokazało kolejny prototyp. Zobaczcie jak łatwe będzie jego budowanie na załączonym video. Sądzę, że przeprowadzono odpowiednie badania, wykazujące, że na takie zabawki jest zapotrzebowanie. To sprzęt o niedającej się określić półce cenowej, bo zbudować można zarówno budżetowy wariant, jak i ten premium. To jest właśnie całe piękno Ary. Każdy moduł może być dowolny, choć niektóre muszą być ze sobą zgodne. Na obudowie można umieścić wszystko: obrazek, czy dowolny materiał. Od nas ma zależeć (no i od propozycji rynkowych), jak wyglądał będzie nasz telefon.

Jak to będzie wyglądało?

Project Ara zakłada sprzedaż egzoszkieletu i ma on być taką płytą główną dla poszczególnych części. Kto składał komputer ten wie o co chodzi, a kto nie, to w intuicyjny sposób (jak z klocków) ułoży sobie własny smartfon. Moduły, czyli: procesory, pamięci, łączność, czujniki, kamerki oraz wiele innych części, mają być do naszej dyspozycji w sklepiku – podobnie jak aplikacje. Dokupimy sobie potrzebne i umieścimy w specjalnych slotach. Nad wszystkim pracuje Google, ale i wielu developerów third-party. To właśnie w bardziej otwartym charakterze leży siła. Jak zawsze zresztą. Weźmy na przykład producenta modułów audio. Jednym z nich będzie znany na rynku Sennheisser.

Jak widać, nawet producenta podzespołów będziemy mogli sobie dobrać. W dechę! Mało? Niektóre elementy będzie można sobie dorobić w drukarce 3D: pokrywy do modułów. Powstanie nawet coś podobnego do serwisu Moto Maker od Motoroli, czyli systemu produkcji własnych części. To również może się podobać. Tak właściwie, to użytkownicy będą mogli posiadać więcej modułów, a wykorzystywać je w zależności od sytuacji. Do pracy inny zestaw, na wakacje inny. Czy to w kwestiach lepszych aparatów, czy sensorów, a nawet mocniejszej baterii (wyobraźcie sobie noszenie ze sobą modułów z akumulatorkami?). Szkielet utrzyma wszystko na magnetycznych złączach. Pękła wam ostatnio szybka w smartfonie? Żaden problem – powinno być zdecydowanie łatwiej i taniej. Można nawet spróbować opcji z dwoma ekranami. Ja bym chętnie widział mniejszy do powiadomień (oszczędniejszym).

„Zady i walety”:

Wspomniałem już, że największą zaletą będzie otwartość. Trzeba jednak pewne rzeczy unormować. Google proponuje Ara Module Developers Kit, czyli w skrócie MDK. Da to producentom części granice możliwości i kompatybilności elementów. Im więcej firm zdecyduje się na swoje moduły (nawet i zestawy), tym szybciej zbudowany zostanie internetowy sklepik na wzór tego z aplikacjami. W przyszłości ma to być miejsce, w którym znajdziemy tysiące propozycji. Potrzebny będzie też rodzaj oprogramowania do wirtualnego składania części. Nad tym też trwają prace. Ma to być prosta w rozwiązaniu aplikacja do budowania i zamawiania sprzętu.

Możemy być też pewni znanego systemu. Zmodyfikowany zostanie nieco Android, ale w środku znajdziemy wszystko co znamy z dzisiejszych gadżetów. Obecnie rynek dzielimy na różne regiony i często różnią się one udziałem poszczególnych sekcji cenowych. W jednym miejscu króluje sprzedaż urządzeń budżetowych, w innych sprzedaje się więcej droższych telefonów. Project Ara może być zbawieniem dla analityków rynku. Klienci sami będą układać sobie hardware, więc i problem może zniknąć. Czy jednak nie powstrzyma to postępu w mobajlu? O to bym się nie obawiał. Zmieni się raczej podejście do tworzenia podzespołów, a kompleksowe urządzenia nadal będą się sprzedawać.

Kiedy i za ile?

Ara jest kierowana do szerokiego grona, ale niekoniecznie sprawi, że nagle cały świat rzuci się na modułowy smartfon. To opcja, szansa, dodatkowe możliwości, ale raczej nie bezpośredni zamiennik dla każdego. W 2015 roku wystartuje testowy program (we wspomnianym Puerto Rico). Koncepcja jest oryginalna i nieprzewidywalna, więc pilotaż może potrwać. Nie ma żadnych konkretów na temat ewentualnej premiery. Rynek spodziewa się gadżetu kosztującego w swojej najprostszej wersji ok. 50-100 dolarów. Górnej granicy nie ma, bo można ułożyć zarówno coś zbliżonego możliwościami do sprzętu premium, a dodajmy do tego elementy niezależne, powiedzmy a’la pokrycie kryształkami Swarovskiego…

Koncepcja jest na czasie, przynajmniej moim zdaniem. Świadomość użytkowników się zwiększa, a może zostać jeszcze zwiększona, jeśli każdy zacznie sobie budować sprzęt sam i po swojemu. Rewolucja? Trudno powiedzieć. Cieszy jednak ciągłe zainteresowanie projektem. Na pewno wiele spojrzeń przyciągnie ogromna personalizacja.

źródło: Google, foto: droid-life.com