Powiem wam jedną rzecz. Czytniki są bardzo fajnym zastępstwem dla realnej książki, ale nadal mają tą samą wadę. Boimy się ich używać nad wodą. Ile razy już książka wpadła mi do wanny albo została zalana na plaży. To miejsca, w których jest okazja do poczytania, a człowiek nie chce ryzykować zniszczeniem papieru lub elektroniki. Na szczęście powoli klasa wodoszczelności zaczyna poszerzać zasięg wśród mobilnych urządzeń. Przykładowo smartfon lub tablet staje się wodoodporny po to, byśmy nie bali się przypadkiem zanurzyć lub zachlapać sprzętu, ale i byśmy mogli celowo skorzystać z urządzeń blisko basenu lub podczas kąpieli.

Powoli i czytniki książek z e-tuszowym ekranem zauważają ten problem i starają się dostosować do potrzeb na rynku. Na razie hydroizolacja nie jest jeszcze popularnym elementem zbyt wielu czytników, a nawet tabletów (chyba tylko Xperia Z Tablet i jego druga generacja mają taką cechę). Z modeli czytników, które jestem w stanie z pamięci wymienić: Kindle Paperwhite, czy PocketBook Aqua. One uchronią wirtualne strony przed wodą. Kobo Aura H2O to kolejny z rywali z opcją ochrony przez wodą. Producent zachwala swój model jako pierwszy z sekcji premium, któremu płyny nie są szkodliwe. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości wodoszczelnością zainteresują się wszyscy producenci.

Aura H2O to bezpośredni następna modelu Aura HD. Wtedy firma mogła pochwalić się czytnikiem o najwyższej rozdzielczości ekranu na rynku e-książek. Nowa generacja będzie smuklejsza i lżejsza, no i zabezpieczona przed wodą. Wyświetlacz naturalnie dotykowy i to z antyodblaskową powłoką, dzięki czemu czytanie ma być przyjemne nawet w słońcu – zresztą ja nie narzekałem na żaden czytnik książek przy czytaniu, porównując do tabletów. Jest i pewne podświetlenie. Można na nich coś poczytać, ale niezbyt długo, natomiast wysoki kontrast i przyjemna forma e-tuszu nie męczy oczu. W Kobo uzyskamy gęstość pikseli na poziomie 265 dpi – podobno najwyższy parametr wśród czytników.

Wrócę jeszcze raz do moich dywagacji na początku wpisu. Kobo zadało pytanie swoim klientom: co sprawiłoby, że czytnik byłby w jeszcze dłuższym użytkowaniu? Bardzo dużo osób zaznaczyło, że właśnie odporność na wodę. Wielu z nich (ponad 60%) wspomniało dokładnie o tym samym co ja: czytanie w wannie, na plaży, na leżaku przy basenie. Nie wiem czy trzeba było robić aż badania, aby dojść do takich wniosków. Firma wdrożyła certyfikat IP67. Te cyferki oznaczają, że sprzęt może być zanurzony na głębokość ok. 1 metra przez maks 30 minut. To wystarczająco, by nawet czytać pod samą wodą (tylko po co?), a przecież nam wystarcza tylko poczucie bezpieczeństwa, że w razie upuszczenia gadżetu do wody nic mu się nie stanie.

Certyfikat IP67 to też odporność na kurz i piasek. Można też śmiało czytać na plaży. Tutaj wśród użytkowników było zwykle mniej oporów, bo piach nie martwi aż tak jak woda. Na koniec wypada jeszcze przedstawić resztę parametrów Kobo Aura H2O. Na początek wspomnę o cenie. Za 180 dolarów, czyli niedużo, otrzymujemy wodoszczelność w standardzie. Oznacza to, że odporność na płyny nie jest w przypadku najnowszego Kobo jakimś wielkim wydatkiem. Producent chce, by stało się to normą. Wewnątrz znajdziemy procesor 1 GHz, 4 GB na materiały do czytania (na szczęście jest opcja rozszerzenia o karty pamięci microSD). Jak zwykle w przypadku e-tuszu, długa żywotność – ok. 2 miesięcy na jednym ładowaniu.

Możemy pobawić się oczywiście wielkością czcionki, dodać notatki itp. Model Kobo Aura H2O będzie dostępny od 1 października w wybranych krajach. Czekamy na krok Amazona – oczywiście w kwestiach ceny.

źródło: Kobo.com