W środku tygodnia czytałem o berlińskiej rozprawie z aplikacją Uber. Niemcy po prostu zbanowali mobilny program, gdyż zagrażał lokalnym korporacjom i rynkowi taksówek. Kraj postanowił włączyć się o ich ochronę i tak oto znalazł się sposób na mocno poczynającą sobie kalifornijską aplikację, która w zasadzie działania przypomina nieco BlaBlaCar (różni się jednak). Oficjalny powód to obawa o bezpieczeństwo pasażerów, bo użytkownikiem oferującym przejazd w Uber nie jest licencjonowany kierowca znający lokalną mapę, a niemal każdy chętny do zarobienia paru dodatkowych groszy. Teraz okazuje się, że Uber interesuje się Polską.

Nadchodzący debiut aplikacji Uber w Polsce to doskonały moment, by w końcu bliżej jej się przyjrzeć, gdyż nigdy wcześniej jakoś nie pisałem o niej na blogu zbyt chętnie (choć wielokrotnie o niej czytałem na zagranicznych portalach). Na początek warto zwrócić uwagę, że przeważnie tam gdzie program na smartfony się pojawił, tam robił sporo zamieszania na lokalnym rynku. Z tego najmniej zadowoleni byli kierowcy prawdziwych taksówek. Wiem, że biznes ten nie jest zbyt dochodowy dla zwykłego „taryfiarza”, a konkurencja bardzo duża, więc najbardziej zainteresowani tematem mogą być kierowcy żyjący z przewozu osób.

Czym zatem jest Uber? To już globalna apka pozwalająca zamówić sobie przewóz (nawet z miasta do miasta) i przeważnie dużo taniej. Rezerwacje można zrobić smsowo, a pojazd może pokazywać swoją lokalizację na mapie, dzięki czemu klient może obserwować transport non stop u siebie na urządzeniu (chodzi o podgląd dojazdu pod nasz dom). Jak się rozliczamy? Nie płacimy kierowcy, który nas wiezie, a mobilnie, czyli przez aplikację na swoim smartfonie z iOS, Androidem lub Windows Phone. To zdecydowanie ułatwia korzystanie i opłacanie, do którego można podpiąć kartę płatniczą. Uber rozlicza się z przewoźnikiem w proporcjach 4:1, przy czym więcej zarabia oczywiście kierowca takiej „taksówki”.

Autorzy Uber zwracają uwagę na przewagę ich rozwiązania nad tradycyjnymi taksówkami w kwestiach dostępności pojazdów w okresach wzmożonego ich użytku (przeróżnych imprez itp). Ryzykujemy co prawda niedoświadczeniem kierowcy, ale na dłuższych dystansach nie ma to pewnie dla nas znaczenia. Inaczej jest w miejskich przejazdach, gdzie liczy się dobra znajomość planu miasta i unikanie korków przez znane objazdy czy wykorzystanie uprzywilejowanych pasów. Bilans zysków i strat musi przeprowadzić sobie sami zależnie od sytuacji. Tylko czy za jakiś czas będzie w ogóle między czym wybierać? My klienci poszukujemy obniżania kosztów, a korporacje muszą zarabiać. Kto wygra w tej nowej na naszym rynku bitwie?

Taksówkarze muszą się już powoli szykować, gdyż polskojęzyczny serwis niebawem zacznie podbierać im klientów. Przewagą programu jest to, że przejazdy można oceniać i w ten sposób eliminować słabych przewoźników, a zostawić tylko tych, którzy wykonali swoją usługę na odpowiednim poziomie. To również układa rynek i nagradza najlepszych kierowców. Uber to nie byle kto. Choć u nas słabo znany, to za granicą już buduje swoją markę od dłuższego czasu. Do tego posiada całkiem spore pieniądze na inwestowanie w kolejne rynki, a nasz jest łakomym kąskiem. Jedyny problem jaki widzę, to zaangażowanie użytkowników na smartfonach. Mimo, że jest ich sporo, to jeszcze nie są oni tak aktywni jak ci zachodni. Ci młodzi i sprytni znajdą jednak wiele oszczędności w korzystaniu z Uber.

Zapewne Uber będzie miał jednak problemy z polskim prawem. Nie znam się zbytnio na wymaganiach na rynku taksówek, ale znając życie są one wymagające i tutaj upatrywałbym szans lokalnych korporacji (przypomina mi się jednak niedawna kontrola taksówkarzy, którzy omijali liczniki lub naliczali więcej kilometrów, a często po prostu przewozili pasażerów nielegalnie). Oni mogą się cieszyć, gdyż w Uber znajdą zatrudnienie, a autorzy projektu właśnie poszukują ich w naszym kraju. Dla porównania zerknąłem na statystyki z USA i tam Uber mocno namieszał! Tam na pierwszy kurs mamy 10 dolców zniżki.

źródło: uber.com